Phil Campbell & The Bastard Sons „Live At Solothurn” [Recenzja]


Z okazji podpisania przez formację Phil Campbell & The Bastard Sons kontraktu płytowego z niemiecką wytwórnią Nuclear Blast Records na rynku wydawniczym ukazała się EP-ka Live At Solothurn zawierająca covery wykonane na żywo. Zapraszam do przeczytania krótkiej recenzji wydawnictwa. 

EP-ka Live At Solothurn zawiera sześć utworów – jak sam tytuł wydawnictwa wskazuje – w koncertowych wersjach. Poprzedzony krótkim intro i aplauzem publiczności utwór Big Mouth zabiera nas w koncertową podróż. Od pierwszego numeru słychać, że jakość płyty nie jest idealna, ale małe niedociągnięcia działają tylko na korzyść krążka i fajnie oddają klimat występu na żywo formacji.

Nothing Up My Sleeve wprowadza nieco czystej rock’n’rollowej energii. Uwagę szczególnie przykuwa rozbudowana gitarowa solówka. Spiders to mięsisty, chropowaty rock, który z całą pewnością porwał zgromadzoną tego dnia pod sceną publikę. W Take Aim wyraźnie słychać entuzjastyczną reakcję publiczności na sceniczne szaleństwo zaserwowane przez Phila i Bastard Sons. R.A.M.O.N.E.S zespołu Motorhead brzmi bardziej gładko i lekko, niż oryginał, co nie zmienia faktu, że niejednemu fanowi Motorhead taki hołd dla Lemmy’ego poruszył tę szczególną „strunę” w sercu. Ep-kę zamyka cover zespołu Black Sabbath – Sweet Leaf.

Wydawnictwo Live At Solothurn nie ma na celu pokazać koncertowej wirtuozerii kapeli, ani zaprezentować zniewalających koncertowych wersji nowych kawałków, to po prostu odzwierciedlenie klimatu występu Phil Campbell & The Bastard Sons oraz mały przedsmak debiutanckiego wydawnictwa. Ten krótki krążek nie jest idealny, ale też nie miał taki być. Miał oddać esencję koncertów grupy i tak właśnie zrobił. I może dać odrobinę nadziei, że jest życie po Motorhead.

Komentarze