Slash ft. Myles Kennedy & The Conspirators w Łodzi [RELACJA]


Wczoraj w łódzkiej Atlas Arenie wystąpił legendarny gitarzysta Slash razem z projektem zatytułowanym Slash ft. Myles Kennedy & The Conspirators. Występ gwiazdy wieczoru poprzedzały koncerty Afromental i Phil Campbell And The Bastard Sons. Zapraszamy do przeczytania relacji z wydarzenia.


Slash ft. Myles Kennedy & The Conspirators po raz czwarty wystąpili w naszym kraju – wcześniej formacja grała w Katowicach (Spodek, 2013), w Krakowie (Tauron Arena, 2014; relacja TUTAJ) oraz Łódź (Atlas Arena, 2015). Ponadto gitarzysta gościł dwa razy w naszym kraju razem z macierzystym zespołem Guns N’ Roses w Gdańsku i Chorzowie (relację z wydarzenia znajdziecie TUTAJ).

Po niemal trzech latach od ostatniej wizyty w Łodzi Slash ft. Myles Kennedy & The Conspirators ponownie odwiedzili Atlas Arenę, tym razem promując najnowsze studyjne dziecko formacji – wydaną 21 września 2018 roku płytę Living The Dream. Podczas koncertu nie zabrakło oczywiście materiału z najnowszego wydawnictwa, ale po kolei…

Wieczór otworzył występ zespołu Afromental. Formacja istnieje już niemal piętnaście lat, a zadebiutował wydanym w 2007 roku albumem The Breakthru. Formacja doczekała się jeszcze trzech studyjnych płyt: Playing with pop (2009), The B.O.M.B (2011) oraz wydanej w 2014 roku Mental House. Grupa została uznana przez mainstremową publikę, o czym świadczą m.in. zdobyty na przestrzeni lat wyróżnienia np. MTV Music Award, VIVA Comet, czy Eska Music Award. Stosunkowo niedawno – bo w grudniu 2018 roku – zespół wydał nowy singiel zatytułowany Korzenie, który zapowiada następne studyjne wydawnictwo grupy.

Support zawsze ma nieco utrudnione zadanie – nie inaczej było w tym przypadku, choć warto zaznaczyć, że Afromental na scenie dawał z siebie wszystko. Szczególnie Aleksander Milwiw-Baron przykuwał uwagę swoją grą na gitarze. Zaskoczył mnie dobór repertuaru formacji – widać, że zespół dokonał selekcji własnego materiału i wybrał zupełnie nie mainstremowe kawałki do koncertowej setlisty. Jeśli więc spodziewaliście się usłyszeć cukierkowe: Rock & Rollin’ Love, Radio Song, R’n’B, czy Bananowy Song, to mogliście zostać naprawdę miło zaskoczeni.

Występ gwiazdy wieczoru poprzedzał koncert kolejnego legendarnego muzyka – byłego gitarzysty formacji Motorhead – Philla Campbella – który razem ze swoim projektem Phil Campbell And The Bastard Sons koncertuje na całym świecie. Projekt początkowo nazwany Phil Campbell All Star Band (formacja zmieniła nazwę bezpośrednio przed występem na Wacken Open Air 2016) został powołany do życia dzięki Philowi Campbellowi, jego trzem synom (Todd, Dane i Tyla Campbell) oraz wokaliście Neilowi Starrowi.

 Do tej pory formacja doczekała się debiutanckiego wydawnictwa zatytułowanego The Age Of Absurdity wydanego nakładem wytwórni Nuclear Blast Records 26 stycznia 2018 roku. Album poprzedzała EP-ka zatytułowana Phil Campbell And The Bastard Sons Live At The Soltrum, na której znalazło się kilka coverów wykonywanych przez grupę podczas koncertów.

Podczas występu zespołu w Łodzi nie zabrakło materiału z debiutanckiej płyty oraz hołdu dla Lemmy’ego Kilmistera w postaci chóralnie odśpiewanych z publiką piosenek Ace Of Spades oraz Born To Raise Hell. Grupa wykonała ponadto: Big Mouth, Freak Show, Dark Days, Get On Your Knees, Silver Machine z repertuaru Hawkwind, High Rule, Ringleader, czy Step Into The Fire. Muszę też przyznać, że bardzo brakowało mi charakterystycznego brzmienia gitary Phila. Po raz ostatni widziałam muzyka na żywo podczas koncertu Motorhead w Warszawie w 2011 roku i niezmiernie miło było posłuchać – i sprawdzić – jego nowego projektu. Nie zawiodłam się.

 Każdy koncert Slasha, Mylesa Kennedy’ego i Konspiratorów w Polsce wiąże się z wyjątkową, unikatową akcją fanów, której pomysłodawcami są członkowie Slash Army Poland. Nie inaczej było także 12 lutego br. w Atlas Arenie, gdzie tuż przed koncertem gwiazdy wieczoru przedstawiciele fan clubu wyruszyli w tłum z naręczami wyjątkowych masek z wizerunkiem zamieszczonym na najnowszym krążku zespołu – Living The Dream. Akcji patronowało Antyradio, a akcja nazwana Maskaradą Antyradia odniosła sukces i wywołała wrażenie na znajdujących się na scenie muzykach.





Slash i S-ka weszli na scenę i od razu rozpoczęli z mocnym przytupem od numeru The Call Of The Wild z najnowszego albumu. Następnie płynnie przeszli do Halo i Standing In The Sun. Z albumu Living The Dream doczekaliśmy się łącznie aż siedmiu kawałków: The Call Of The Wild, Serve You Right, My Antidote, Mind your Manners, Sugar Cane, Shadow Life i Slow Grind. Nie zabrakło oczywiście także Doctor Alibi, który pierwotnie znalazł się na albumie zatytułowanym po prostu Slash (w numerze gościnnie zaśpiewał Lemmy Kilmister z Motorhead) w wykonaniu basisty Toda Kernsa. Kerns zaśpiewał również numer We’re All Gonna Die.

Formacja wykonała ponadto: Back From Cali, Lost Inside The Girl, Wicked Stone, Driving Rain, By The Sword, Nightrain z repertuaru Guns N’ Roses, Starlight, podczas którego Atlas Arena rozświetliła się setkami ekranów telefonów, które będąc dzisiejszym odpowiednikiem zapalniczek stworzyły wyjątkowy – wręcz magiczny – klimat. Na koniec Slash, Myles i S-ka zagrali You’re A Lie i World On Fire, a wieczór zamykały dwa bisy: Avalon i Anastasia.

Dobór repertuaru nie zaskoczył – Slash już wcześniej zapowiadał, że podczas trasy promującej krążek Living The Dream ograniczy granie kawałków GN’R na żywo na rzecz utworów z nowego wydawnictwa. Podczas koncertu zabrakło także ukłonu w stronę zespołu Velvet Revolver w postaci sztandarowego Slither. Zmiany w koncertowej setliście nie wpłynęły na moją percepcję wydarzenia, atmosfera była wspaniała, a Slash i S-ka dali z siebie 110% normy! Byliście na koncercie grupy?


Paulina Łyszko

Komentarze