fot. materiały prasowe |
Najnowszy
album Finów z zespołu Apocalytica jest
nieco inny, niż te, do których przyzwyczaili nas przez lata. Shadowmaker
to album, na którym w rolę wokalisty wcielił się jeden człowiek – Franky Perez. Już na wcześniejszych
albumach gościnnie występowali artyści wcielający się w rolę wokalistów – nigdy
dotąd jednak jeden człowiek nie śpiewał we wszystkich utworach na albumie. Jak
wyszło?
Album
jako całość brzmi nieco bardziej komercyjnie. Brzmienie piosenek sprawia, że
mają one większy radiowy potencjał. Nie wiem, czy było to zamiarem zespołu, ale
efekt jest bardzo wygładzony. Krążek zawiera 11 kompozycji - w niektórych
dominują instrumenty, w innych został wyeksponowany nieco popowy wokal Pereza.
Płytę
otwiera utwór I-III-V Seed Of Chaos to krótki, trwający nieco ponad minutę
całkowicie instrumentalny utwór. Pełni on rolę intro do właściwej zawartości płyty. Ten mroczny utwór nieco
błędnie może wprowadzać nas w przeświadczenie, że cały album będzie utrzymany w
podobnym klimacie.
Cold
Blood to drugi utwór znajdujący
się na Shadowmaker, a właściwie pierwszy jeśli potraktujemy I-III-V
Seed Of Chaos jako intro.
Piosenka jest jednocześnie singlem promującym wydawnictwo i chyba dobrze
wybrano, ponieważ kawałek jest najbardziej charakterystycznym utworem na całym
albumie i łatwo zapada w pamięć. Piosenka rozpoczyna się dźwiękami przypominającymi
te oddawane przez pozytywkę. Cały utwór to dobra kombinacja Apocalyptiki i odrobiny wygładzonego,
nieco radiowego brzmienia. W tym kawałku proporcje zdają się być zachowane
prawidłowo – zmiana brzmienia na nieco bardziej przystępne dla stacji radiowych
w tym przypadku nie razi fana zespołu tak bardzo, jak można by się tego
spodziewać, a piosenka wpada w ucho.
Tytułowy
utwór – Shadowmaker – to rockowy kawałek z domieszką popu. Ogromny
wpływ na odbiór tego utworu jako nieco popowy ma głos Franky’ego Pereza, na szczęście solówka zawarta w tej piosence
delikatnie przechyla szalę w stronę rocka i heavy metalu. Linia melodyczna Shadowmaker
jest bardzo intrygująca – dodaje tajemniczości całości kompozycji. Do piosenki
powstał teledysk utrzymany w groteskowym klimacie.
Slow
Burn to kawałek o zróżnicowanym
tempie – od powolnych dźwięków, aż do mocnego punktu kulminacyjnego; później
delikatne tony efektownie mieszają się z mocnymi dźwiękami wiolonczeli. Refren
zapada w pamięć – jest to dowód na to, że jest to kolejny potencjalny radiowy
przebój. Nie wiem, czy jest to zamierzony efekt, czy po prostu zespół nagle w
miarę komponowania kolejnych piosenek postanowił zmiękczyć nieco brzmienie
swoich utworów zawartych na całym krążku.
Reign
Of Fear naprawdę może przerazić!
Aż miło posłuchać tak mrocznych tonów po czasami aż nazbyt miłych dla ucha
melodii. Jest to utwór typowy dla Apocalyptiki
– wiolonczele idealnie ze sobą współgrają i fantastycznie budują napięcie, a
dźwięki przypominają poprzednie dokonania zespołu. Brakuje w nim wokalu Franky’ego Pereza, ale to działa tylko i wyłącznie na korzyść utworu. Krople
deszczu wieńczą kompozycję.
Hole
In My Soul jest przepełniony
melancholią, którą równoważy śpiew Pereza.
Szczerze powiedziawszy jest to dość zaskakująca mieszanka – melancholijne
wiolonczele i popowy głos Franky’ego.
Kombinacja przyjemna dla ucha.
House
Of Chains to jedyny pełnoprawny
rockowy kawałek. Nawet wokal Pereza
brzmi tutaj z odpowiednim pazurem, a z całego utworu aż kipi energia! Jest to
najcięższa piosenka na całym krążku, a Franky
pokazuje, że jednak potrafi krzyknąć!
Riot
Lights to trwający ponad sześć
minut kawałek, który jest całkowicie instrumentalny, dlatego komentarz jest
chyba zbędny – kwintesencja Apocalyptyki
i muzyka dopracowana w najmniejszym szczególe.
Come Back Down otwiera świetny, chwytliwy
wiolonczelowy „riff”. Tak jak pierwsze dźwięki utwór zawiera w sobie pewną dozę
drapieżności, a Perez różnicuje swój
styl śpiewania – od popowego, przyjemnego głosu do nieco bardziej
interesującego krzyku. Niestety delikatność przeważa w tym kawałku.
Sea
Song to jeden z najbardziej
komercyjnych kawałków nagranych na Shadowmaker, a głos Franky’ego w refrenie brzmi
zdecydowanie nazbyt popowo. Następny utwór wieje chłodem. Dosłownie! Till
Death Do Us Part rozpoczyna się podmuchami wiatru, do których po
krótkiej chwili dołącza smutna, ponura wiolonczela. Ten przejmujący,
instrumentalny utwór wreszcie dodaje trochę rockowo-metalowego pazura całej
płycie.
Shadowmaker jako całość jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Po raz pierwszy z muzyką
zespołu zetknęłam się, gdy trafiłam na ich album Apocalyptica Plays Metallica z
1996 roku. Później zakochałam się w płycie Cult. Zespół już wielokrotnie
nagrywał płyty z wokalistami – zazwyczaj jednak byli to różni wykonawcy.
Dopiero teraz grupa po raz pierwszy w swojej historii zdecydowała się na pracę
z tylko jednym wokalistą. Zaskoczył mnie wybór. Franky Perez ma bardzo „popowy” głos i z pozoru nie bardzo pasuje
do Apocalyptiki. Jednak kilka razy
pokazał, że potrafi wydobyć z siebie mocny głos! Brzmienie utworów także jest
dla mnie dużą niespodzianką – nigdy wcześniej piosenki zespołu nie były aż tak
bardzo radiowe.
Ocena:
4.0/5
PŁ
Komentarze
Prześlij komentarz