Co zawdzięczam Motorhead [Felieton]

okładka płyty / materiały prasowe

Wciąż mając przed oczami ceremonię pożegnania Lemmy’ego Kilmistera postanowiłam napisać moją osobistą historię związaną z zespołem Motorhead i dlaczego tak bardzo dotknęła mnie śmierć lidera grupy.




Zespół poznałam bardzo wcześnie, chociaż można też powiedzieć, że to Motorhead poznało mnie. To musiało być przeznaczenie….

Jeśli ktoś zapyta mnie kiedy dokładnie po raz pierwszy słuchałam Iana „Lemmy’ego” Kilmistera odpowiem – „nie wiem”. Mogło to być już w 1990 roku lub na początku 1991 (urodziłam się właśnie w tym roku). Nie znam odpowiedzi na to pytanie z prostej przyczyny – Motorhead zaczęłam słuchać już w brzuchu mamy. Tak, to prawda! Wiem, że brzmi to niewiarygodnie, ale Motorhead razem z kilkoma innymi zespołami wprowadziło mnie w świat rock and rolla.

Do dzisiaj posiadam moją pierwszą kasetę magnetofonową – było to No Sleep At All – i zawierało właśnie te utwory, które po dziś dzień pozostają moimi ulubionymi. Czasy się zmieniły, kasety odeszły w niepamięć; po nich nadszedł czas na płyty cd i pliki audio, ale sentyment do czarnych łatwo ulegających zniszczeniu taśm pozostał.

Słuchanie muzyki w tak wczesnym etapie życia przyniosło spodziewane efekty – muzyka metalowa i rockowa towarzyszy mi nadal i nie mam zamiaru z niej wyrosnąć. Z resztą jakoś przez ostatnie 24 lata życia mi się to nie udało… Doszło nawet do tego, że wprowadziłam sobie swoją małą, prywatną bożonarodzeniową tradycję – od wielu lat ubieram choinkę właśnie przy dźwiękach Motorhead – tak było także podczas ostatnich Świąt zaledwie na kilka dni przed śmiercią Lemmy’ego.

Kiedy dowiedziałam się o śmierci Lemmy’ego Kilmistera coś we mnie pękło i pomimo tego, że mogę zabrzmieć nieco patetycznie muszę to napisać – wiem, że od tego momentu moje życie nie będzie już takie samo, a coroczne ubieranie choinki już zawsze będzie bolało – z czasem na pewno mniej, ale odrobina bólu pozostanie. Cieszę się, że memoriał był dostępny dla wszystkich. Oglądanie ceremonii w streamingu było całkiem dobrym substytutem obecności w Los Angeles; oczywiście gdybym mogła poszłabym tam osobiście, ale niestety odległość pomiędzy Polską, a USA ze mną wygrała.

Cieszę się, że dane mi było poznać tak wspaniałą muzykę, jaką bez wątpienia jest twórczość Motorhead oraz zobaczyć zespół na żywo podczas jednego z polskich festiwali. Wiem też, że muzyka zespołu pozostanie żywa w moim sercu. Dzięki Lemmy’emu i S-ce zasmakowałam w brudnym rock’n’rollu i zawsze będę im za to wdzięczna. Śmierć lidera grupy była dla mnie jak utrata dobrego przyjaciela…

GRAJCIE MOTORHEAD GŁOŚNO!

R.I.P Lemmy!

Paulina Łyszko

Komentarze