Revenge
to drugi studyjny album fińskiego zespołu Amoth. Wydawnictwo ma być
kontynuacją ich debiutanckiego krążka – Crossing
Over – wydanego w 2011 roku. Revenge prezentuje
bardzo zróżnicowany materiał – znajdziecie tu zarówno metal progresywny, power i
thrash metal, jak i akustyczne brzmienie z elementami jazzu.
Amoth to fiński zespół, grający progresywny metal z elementami thrash i power
metalu. Grupa już niebawem wyda swój drugi studyjny album zatytułowany Revenge
– światowa premiera wydawnictwa zaplanowana jest na 19 lutego (płyta ukazała
się już na fińskim rynku muzycznym 22 stycznia nakładem Inverse Records).
Nadchodzący krążek ma być kontynuacją wydanego w 2011 roku debiutanckiego
albumu – Crossing Over. Formacja nową płytą chce udowodnić, że stoi na
czele fińskiej progresywnej sceny metalowej.
Patrząc
na okładkę drugiej płyty Amoth można
odnieść wrażenie, że jest ona nieco bardziej oldschoolowa, niż współczesne wydawnictwa. Utrzymana w
kontrastujących ze sobą barwach – od ciemnych granatów i szarości z odrobiną
czerwieni do ognistych żółci. Centralnym elementem okładki jest skąpany w
gęstych płomieniach orzeł. Całość sprawia wrażenie dopracowane, nieco oldschoolowe, ale nie kiczowate. Okładka
ma odzwierciedlać zawartość albumu i wydaje mi się, że idealnie oddaje
charakter płyty i ognistość muzyki na niej zawartej.
Wydawnictwo
składa się z dziewięciu autorskich utworów grupy. Album otwiera piosenka Die
Young, która swoją strukturą jest nieco chaotyczna. W utworze jest
niemal wszystko – od progresywnego metalu, po wpływy thrashu, doprawione
odrobiną Power i speed metalu. W utworze słychać nieznaczne wpływy grupy Iron
Maiden obecne w pełnych szybkości i melodyjności riffach; także w sposobie
śpiewania wokalisty Amoth da się
zauważyć wyraźny wpływ Bruce’a Dickinsona. Niestety dla mnie ten utwór jest
nieco zbyt chaotyczny. Zastanawiam się także, czy już gdzieś tego nie
słyszałam. Nie insynuuję tutaj popełnienia plagiatu, po prostu odnoszę
wrażenie, że w tym utworze nie ma nic nowego, nic odkrywczego.
…And So They Fueled Thease
Veins With Chaos to drugi utwór znajdujący się na Revenge. Zaraz, zaraz… czy ten tytuł Wam czegoś nie przypomina?
Być może są to odległe skojarzenia, ale kiedy patrzę na początek tytułu od razu
przychodzi mi na myśl tytuł czwartego studyjnego krążka zespołu Metallica zatytułowanego
...And
Justice For All. Wygląda na to, że zespół czerpał z wielu źródeł. Drugi
utwór jest podobny do swojego poprzednika, ale zdaje się być pozbawiony
chaotyczności. Struktura piosenki jest spójna i przemyślana, a do tego
skłaniająca do machania głową. Wpleciona w kawałek solówka jest wprawdzie dość
krótka, za to całkiem nieźle wykonana. Klimat utworu przywodzi na myśl
skrzyżowanie Helloween z elementami Iron Maiden – najbardziej jednak spodobało
mi się to, że utwór w pewnym momencie zwalnia i staje się dzięki temu bardziej
klimatyczny, a całość sprawia wrażenie przemyślanej.
Shadow
Of The Beast to bardziej spokojny
utwór utrzymany w średnim tempie. Wokalista w tym kawałku próbuje
eksperymentować ze swoim stylem śpiewania – nie są to bardzo szokujące zmiany –
po prostu bardziej różnicuje swój styl (od ostrzejszego, mroczniejszego głosu
do całkiem spokojnego). Podoba mi się takie wydanie Amoth – delikatne, mroczniejsze i bardziej oszczędne. Pod koniec
utworu piosenka przyśpiesza, ale znowu – wszystko do siebie pasuje.
Czwartym
utworem zarejestrowanym na Revenge jest piosenka Tattered
Wings. Jest to całkiem przyzwoity kawałek, który tak jak swój
poprzednik nie jest zbyt szybki, za to podobnie przemyślany. To co mnie w nim
urzeka najbardziej to najprawdopodobniej to, że tak, jak Shadow Of The Beast nie
jest przesadzony – nie ma w nim nadmiaru – zbyt dużej ilości nakładających się
na siebie gitar i tak, jak …And So They Fueled These Veins With Chaos utwór
w pewnym momencie bardzo zwalnia wzmacniając wydźwięk całości piosenki i
nadając jej odpowiedni klimat. Z całego albumu na przód wysuwają się dwaj moi
faworyci – właśnie Shadow Of The Beast i …And So They Fueled These Veins With Chaos i
nie jestem w stanie zdecydować, który z nich bardziej mi się podoba…
For
The Moon And Mercury to w całości
instrumentalny, akustyczny utwór. Piosenka zaskakuje swoją delikatnością i
pomimo tego, że na albumie ma zapewne pełnić niewdzięczną rolę przerywnika lub
wypełniacza to wcale tak nie jest – kawałek przykuwa uwagę słuchacza. Till
The End znowu przywraca prędkość i moc. Piosenka zdaje się pędzić bez
wytchnienia; nie jest za to tak chaotyczna jak otwierająca krążek Die
Young, a swoim kształtem przypomina mi piosenki między innymi zespołu
Helloween. Road To Ruins ma najbardziej porywający rytm spośród wszystkich
dziewięciu utworów. Kawałek rozpoczyna się bardzo energicznym gitarowym riffem,
do którego dochodzi zróżnicowany (z przewagą ostrego, mocnego wokalu) głos
lidera zespołu. Riff zamykający piosenkę nieco przypomina mi dokonania, z
których znana jest Metallica.
Children
Of The Night to najspokojniejsza
piosenka na całym krążku. I tak, jak instrumentalny For The Moon And Mercury to
akustyczny numer. Klimat całego utworu to coś pomiędzy bluesem, a rockiem z
nieznacznymi elementami jazzu. To właśnie ten utwór najbardziej ujawnia talent
wokalisty zespołu, a spokój i melodyjność piosenki przywodzi mi na myśl zadymiony,
mały klub, w którym pewnie chciałabym usłyszeć ten kawałek na żywo. Album zamyka tytułowy utwór; Revenge znowu powraca do
prędkości i mocy, prezentując nam szybkie i precyzyjne gitarowe riffy. Piosenka
zdaje się być dobrym kawałkiem na zamknięcie tak zróżnicowanego wydawnictwa.
Album
jako całość jest bardzo różnorodny i pokazuje całe spektrum umiejętności
muzyków. Zespół prezentuje się zarówno w utworach szybkich, mocnych i
energetycznych, ale też pokazuje swoją bardziej wrażliwą stronę w instrumentalnym
For
The Moon And Mercury i akustyczno-rockowym Childreen Of The Night,
który po wielu przemyśleniach jest moim absolutnym faworytem jeżeli chodzi o
całą zawartość wydawnictwa Revenge.
Ocena:
9.5 / 10
Paulina
Łyszko
Komentarze
Prześlij komentarz