Bloody Hammers „Lovely Sort Of Death” [Recenzja]


Najnowsze dzieło zespołu Bloody Hammers zatytułowane Lovely Sort Of Death ukazało się 5 sierpnia nakładem wytwórni Napalm Records. Co sądzę o czwartym studyjnym krążku formacji?


Bloody Hammers powstał w 2012 roku w Stanach Zjednoczonych z inicjatywy Andersa Mangi - muzyk jest także jedynym kompozytorem, producentem i autorem tekstów zespołu oraz głównym wokalistą. W stałym składzie Blood Hammers oprócz Andersa znajduje się tylko jedna osoba – grająca na klawiszach żona muzyka Devallia. Reszta składu jest rotacyjna. Grupa do tej pory wydała cztery studyjne albumy: Bloody Hammers (2012), Spiritual Relicts (2013), Under Satan’s Sun (2014) i Lovely Sort Of Death (5 sierpnia 2016 roku).

 Lovely Sort Of Death zawiera dziesięć premierowych utworów, które można określić mieszanką doom metalu, gotyku z domieszką rocka psychodelicznego i szczyptą muzyki elektronicznej. Co wyszło z takiego koktajlu? Album otwiera Bloodletting On The Kiss – który rozpoczyna się spokojnym, hipnotycznym wstępem. Delikatny wokal (przypominający wręcz szept) okrasza delikatna klawiszowa melodia i monotonne industrialne fragmenty. Piosenka ma także mocniejsze akcenty – kiedy nadchodzi czas refrenu, wokal i instrumenty stają się bardziej drapieżne. Całość sprawia dopracowane wrażenie, a hipnotyczna monotonia i przewidywalność utworu (która w tym wypadku jest zaletą) sprawiają, że piosenka natychmiast zapada w pamięć.





Lights Come Alive to jedna z niewielu kompozycji na Lovely Sort Of Death, która ginie na tle pozostałych utworów z albumu. Pomimo swojej atrakcyjności i przyjemnej dla ucha melodii po pięciu minutach od przesłuchania już się o niej nie pamięta. The Reaper Comes to jeden z najmroczniejszych kawałków na wydawnictwie – utwór należy do moich ulubionych numerów z płyty. Kawałek przypomina mi kołysankę… taką prosto z horroru; ze względu na swoją miłą dla ucha i jednocześnie dość delikatną linię melodyczną oraz powtarzalność refrenu. Należy także wyróżnić charakterystyczny hipnotyczny riff, który dominuje w całej piosence.





Messalina opowiada o rzymskiej cesarzowej, słynącej z niezwykłej urody i ekscesów erotycznych oraz nimfomanii; trzeciej żony Klaudiusza. Pomijając tematykę i tekst utworu Messalina należy do najlepszych, najbardziej wyróżniających się na Lovely Sort Of Death. Za sprawą melodii piosenka (przede wszystkim przez świetną linii basu i przesterowanych, brudnych gitarowych partii) na długo pozostaje w pamięci. Jest to mój zdecydowany faworyt na tym krążku!





Infinite Gaze To The Sun wcale nie wypada blado na tle swojej poprzedniczki. Utwór ma energiczny (jak na standardy Bloody Hammers) wokal, a gitary są bardziej melodyjne. Infinite Gaze To The Sun po raz pierwszy ukazał się na solowym wydawnictwie Mangi (album Infinite Gaze To The Sun wydany w 2010 roku). Wersja z Lovely Sort Of Death jest dużo bardziej mroczniejsza od oryginału, a głos Mangi brzmi może mniej czysto, za to efekt końcowy jest zniewalający, a kawałek bardziej dopracowany. Obok Messaliny jest kolejnym świetnym utworem na Lovely Sort Of Death. Klawiszowe intro obwieszcza początek Stoke The Fire – świetny numer, w którym z powodzeniem Manga zmienia swój styl śpiewania. W utworze przeszkadza mi tylko drugi głos słyszalny w tle – gdyby pominąć tę linię wokalu kawałek byłby jeszcze lepszy.


Ether jest jednym z mocniejszych na płycie - utwór ma prosty, ale zarazem chwytliwy riff przewodni. W połowie kawałka możemy posłuchać szybkich (jak na standardy formacji) gitar. Shadow Out Of Time rozpoczyna się długim, instrumentalnym wstępem, w którym użyto ciut za dużo elektroniki. Jest to dość przewidywalny utwór, który jest jedynym kawałkiem zbędnym na płycie. Astral Traveler to kolejny mocny kawałek z ciekawą linią melodyczną i energicznym rytmem. Album zamyka Catastrophie, który tak, jak Infinite Gaze To The Sun znalazło się na solowym krążku Mangi wydanym w 2010 roku. Wersja z Lovely Sort Of Death jest pozbawiona okropnego elektronicznego brzmienia – zachowano ten sam rytm, ale na szczęście bez paskudnego beatu znanego z płyty Infinite Gaze To The Sun. Nagrana sześć lat później wersja jest bardziej mroczna i gitarowa, a głos Andersa brzmi po prostu lepiej.

Bloody Hammers nagrali najmroczniejszy album w swojej dotychczasowej karierze (według lidera grupy – Andersa Mangi jest to spowodowane tym, iż krążek powstawał podczas mroźnej zimy). Wydawnictwo Lovely Sort Of Death jest bardzo spójnym krążkiem, który poza kilkoma potknięciami nie ma słabych momentów. Grupa dobrze miesza składniki doom metalu, gothic rocka i rocka psychodelicznego ze szczyptą (zazwyczaj nie przesadzonej) muzyki elektronicznej jedyne, co może przeszkadzać, to zbytnia monotonia krążka. 

Ocena: 9/10

Paulina Łyszko 

Komentarze