Tarja Turunen „The Shadow Self” [Recenzja]


Tarja Turunen po wydaniu klasycznego albumu Ave Maria En Plein Air i prequela The Brightest Void wydała swoją kolejną „ciężką” płytę. The Shadow Self ukazało się 5 sierpnia nakładem earMusic (w Polsce dzięki Mysic Production). Co sądzę o kolejnym albumie artystki?


Tarja Turunen w tym roku zaskoczyła swoich fanów podwójnie – wydając prequel nowego albumu zatytułowany The Brightest Void i właściwy krążek – The Shadow Self – który ukazał się dzisiaj, 5 sierpnia 2016 roku. Po wydaniu The Brightest Void, który miał swoją premierę 3 czerwca mój apetyt na właściwy krążek Tarji wzrósł jeszcze bardziej (recenzję The Brightest Void możecie przeczytać TUTAJ), ale obawiałam się także, że mogę być rozczarowana nowym albumem. Na szczęście tak się nie stało.

The Shadow Self ma bliźniaczo podobną okładkę do prequela – płyty uzupełniają się na zasadzie przeciwieństw. Wydawnictwo zawiera jedenaście utworów – dziesięć premierowych kompozycji i cover piosenki zespołu Muse. Album otwiera singlowy Innocence – utwór, który już od pierwszych sekund zachwyca partiami fortepianu, które zostały zapożyczone od Fryderyka Chopina, a na płycie zostały wykonane przez Izumi Kawakatsu – koleżankę Tarji jeszcze z czasów uniwersyteckich. W piosence dominują również mocne gitarowe (ale niezbyt szybkie) riffy – Tarja z powodzeniem łączy klasykę i cięższe brzmienia. Szczególnie godna uwagi jest mistrzowsko wykonana partia fortepianu tuż przed ostatnim refrenem. Wybór Innocence na singiel promujący album był właściwy – kawałek wyróżnia na tle pozostałych kompozycji. Klip do utworu możecie zobaczyć poniżej.





Deamons In You można było usłyszeć już wcześniej, ponieważ Turunen wykonywała go w trakcie krótkiej festiwalowej trasy (która jeszcze trwa – pozostało kilka koncertów) – The Brightest Summer – podczas której artystka zagrała na Przystanku Woodstock w Kostrzynie. Nagranie z płyty jednak różni się od wersji koncertowej (równie udanej). W studyjnej wersji gościnny udział wzięła wokalistka zespołu Arch Enemy – Alissa White-Gluz. Utwór rozpoczyna się funkowym riffem, do którego dołączają świetne gitary i wokal… gardłowy śpiew Alissy i anielski sopran liryczny Turunen, które razem tworzą niezwykle energiczną mieszankę.


No Bitter End nieznacznie różni się od znanej nam z The Brightest Void wersji – śpiew Tarji pełni rolę intro, a dopiero później rozpoczyna się drapieżny riff, który otwierał poprzednią wersję piosenki. W wersji z The Shadow Self można dostrzec także nieznaczne zmiany w aranżacji całego utworu. Obie wersje są godne uwagi, ale ta z The Shadow Self podoba mi się odrobinę bardziej od zamieszczonej na The Brightest Void.

Love To Hate to kolejny po Innocence utwór, w którym główną rolę odgrywają fortepian i gitary. W piosence użyto także instrumentów smyczkowych, jednak największym zaskoczeniem jest zastosowanie sitaru, który wcale nie przeszkadza w utworze  – wręcz przeciwnie dodaje mu orientalnego zabarwienia. Następnym utworem jest jedyny cover zarejestrowany na tym albumie Supremacy - zespołu Muse w aranżacji Turunen nie odbiega zbytnio od oryginału, ale należy wspomnieć o wokalu – Tarja świetnie spisała się w tym wymagającym utworze pokazując słuchaczom całe spektrum swoich wokalnych umiejętności. Artystka wykonywała Supremacy podczas letniego tournee (można było usłyszeć go między innymi podczas Woodstocku) w niemal identycznej wokalnej wersji, bez potknięć.

Po mocnym Supremacy nadchodzi czas na nieco spokojniejszy, bardziej akustyczny utwór – Living End – w którym wyróżnia się mieszanka fortepianu i celtycko-szkockich akcentów. Diva rozpoczyna się interesującym, kojarzącym mi się z melodiami z pozytywek intro przyprawionym dźwiękami morskich fal i pirackich armatnich wystrzałów, który ewoluuje w „baśniowy” utwór z ciekawą melodyczną linią przewodnią. Podoba mi się teatralność tego numeru i to, w jaki sposób Tarja „bawi się” muzyką mieszając w swoich kompozycjach tak wiele elementów pozornie nie do połączenia. Eagle Eye pojawiło się już na The Brightest Void w innej (równie pięknej) aranżacji – w numerze nieznacznie zmieniono wstęp – na The Shadow Self jest bardziej „fortepianowy” z dodatkami elektroniki; zmieniono również główny riff, ale wokale zostały niezmienione – zarówno głos Tarji, jak i Toniego Turunena zachwyca.

 Undertaker ma niezwykle wyrazista melodię. W utworze użyto zarówno klawiszy, jak i instrumentów smyczkowych (które tym razem przejęły prym w kawałku). Piosenka wyróżnia się baśniowo – niepokojącą atmosferą. Godne wyróżnienia jest także gitarowe solo. Bardzo trudno było mi podjąć decyzję i ostatecznie wybrać kawałek, który najbardziej mi się podoba na The Shadow Self  - ostatecznie właśnie Undertaker został moim ulubionym numerem z całego krążka. Calling From The Wild to najmocniejszy utwór na całym (i tak mocnym) albumie, który wyróżnia się genialnym wokalem Tarji. Także ten numer był już wcześniej grany na żywo (podczas tegorocznej trasy). Album zamyka monumentalne Too Many, które wyróżnia się piękną partią skrzypiec i niezwykłym, zapadającym w pamięć refrenem. Piosenka jest dość długa i „powtarzalna”, ale zamiast irytować zachwyca. Jeśli nie wyłączycie płyty zbyt wcześnie czeka Was krótka, niespodzianka pokazująca, jak wielki dystans ma do siebie Tarja. Sprawdźcie sami!

The Shadow Self to niezwykle spójny, mocny album, który dla mnie nie ma słabych momentów (dlatego tak trudno wybrać mi najlepszy kawałek). Tarja Turunen nagrała świetną płytę podążając własną drogą i pokazując, że ma do zaoferowania coś więcej niż tylko łatkę „byłej wokalistki Nightwish”!

Ocena: 10/10

Paulina Łyszko

Komentarze