Mick Wall „Lemmy” [Recenzja]


14 września na rynku wydawniczym nakładem wydawnictwa In Rock ukazała się kolejna biografia muzyczna godna uwagi – książka Micka Walla opisująca życie lidera zespołu Motorhead – Lemmy’ego Kilmistera – pod tytułem po prostu Lemmy


Ian „Lemmy” Kilmister zmarł niedawno – 28 grudnia 2015 roku – cztery dni po swoich 70. urodzinach hucznie obchodzonych w Whiskey A Go Go. Prędzej, czy później wiadomo było, że na rynku wydawniczym pojawi się biografia muzyka. Nie sądziłam jednak, że nastąpi to tak szybko...

Mick Wall próbuje zdaje się zmonopolizować rynek książek muzycznych. Pisarz ma na swoim koncie książki poświęcone między innymi: Foo Fighters, Metallice, Axlowi Rose’owi, Black Sabbath, czy AC/DC. Teraz nadszedł czas na biografię Lemmy’ego Kilmistera. Co sądzę więc o niniejszej książce? I dlaczego uważam, że to właśnie Mick Wall powinien był napisać książkę poświęconą liderowi Motorhead?

Pisarz w pierwszym rozdziale swojej książki przytacza fragmenty specyficznych rozmów z Lemmym, które przeprowadził z artystą w latach 90., kiedy jak się zdawało Kilmister był umierający. To właśnie Wall miał przeprowadzić kilka ostatnich wywiadów z muzykiem, które następnie miały zostać wydane w formie pośmiertnej biografii muzyka tuż po jego śmierci. Nie, kurwa, niech zgadnę… Słyszałeś, że mam kopnąć w kalendarz, co? Nieprawda, kurwa nieprawda – usłyszał w odpowiedzi na swój poważny wyraz twarzy autor. Ponad dwie dekady później Mick Wall przypomniał sobie o nagraniach zawierających wywiady z muzykiem tuż po śmierci Lemmy’ego… kiedy znalazł tajemnicze taśmy w swoim biurze. Nagrania miały posłużyć jako baza pod niniejszą biografię.

Mick Wall stworzył coś na kształt hybrydy – niniejsza książka nie jest ani wywiadem rzeką, ani typową przepełnioną „suchymi” faktami biografią – jest połączeniem życiorysu, wywiadów z Lemmym oraz osobami z jego otoczenia oraz… wspomnieniami samego autora, który od wielu lat nie tylko zajmuje się dziennikarstwem muzycznym, ale był także PR-owcem Motorhead, a w końcu stał się przyjacielem Kilmistera.

Książka opisuje całe życie Lemmy’ego – od dzieciństwa, poprzez pracę w roli technicznego samego Jimiego Hendriksa, po czasy pierwszych zespołów artysty - Rockin’ Vicars i Hawkwind - aż po ostatnie dni istnienia Motorhead. O ile okres, kiedy Lemmy występował w Rockin’ Vicars i Hawkwind oraz początki istnienia Motorhead (pierwsze lata – wzloty i upadki grupy) zostały rzetelnie i szczegółowo przedstawione, o tyle późniejsze – bardziej nam współczesne - lata opisano w sposób bardziej powierzchowny. Być może wpływ na to miał  po prostu pośpiech – książka pojawiła się na anglojęzycznym rynku wydawniczym już w kwietniu bieżącego roku. Nie zmienia to jednak faktu, że publikacja mniej-więcej od połowy zdecydowanie przyspiesza. Sytuacja zmienia się natomiast, kiedy Mick opisuje dwa ostatnie lata istnienia zespołu – autor w dogłębny sposób pokazał, ile wysiłku Lemmy wkładał w to, co najbardziej – w muzykę (i swoich fanów, którzy zawsze byli dla niego na pierwszym miejscu) – pomimo choroby i wbrew wielu osobom, które odradzały mu kontynuowanie kariery i wyruszania w kolejne tournee.

Czytając tę książkę zastanawiałam się również, czy po ukazaniu się autobiografii Lemmy’ego zatytułowanej Biała Gorączka (napisanej do spółki z Janice Garzą) i wyreżyserowanego przez Wesa Orshoskiego i Grega Oliviera filmu Lemmy (2010) warto jest pisać kolejną książkę dotyczącą muzyka, i czy w ogóle dowiemy się czegoś nowego z niniejszej publikacji. Jeżeli spodziewaliście się, że Lemmy Micka Walla odkryje przed Wami setki nieznanych faktów z życia lidera Motorhead, to będziecie rozczarowani, uważam jednak, że ta książka będzie dobrym uzupełnieniem poprzednich publikacji, bądź ich substytutem (aczkolwiek spoglądajcie na nią z przymrużeniem oka ze względu na pewne nieścisłości, które zresztą zdarzają się autorowi w niemal każdej książce). 

Przejdźmy do minusów - przede wszystkim nie spodobało mi się podejście autora do utworu zespołu zatytułowanego Killed By Death - dla wielu fanów kamienia milowego w historii Motorhead - Wall pisze o teledysku:"Widzimy tam również oświetloną na zielono twarz Lemmy'ego, który śmieje się upiornie, podczas gdy grupa gra riff, który Eddie wymyśliłby podczas śniadania. Jednym słowem jest to przykład typowego dla połowy lat 80., pełnego klisz i totalnie bezmyślnego metalowego badziewia, które tylko ośmiesza zespół i odbiera mu wiarygodność. Nie była to już muzyka dla niegrzecznych facetów w ciężkich buciorach, tylko potworek adresowany do pokolenia, które dopiero sięgało po pierwszego papierosa". Rozumiem, że komuś może nie podobać się dany utwór, ale z pisząc biografię danego artysty chyba nie wypada określać kultowych dzisiaj kawałków mianem "potworków".

Książka Walla dla mnie to rodzaj hybrydy, czegoś, co określiłabym jako 3 w 1 – biografię, wywiad oraz… osobiste wspomnienia autora. I właśnie ta ostatnia cecha najbardziej działa na korzyść publikacji dodając autentyczności książce. Jestem pewna, że na rynku wydawniczym z biegiem lat na pewno pojawi się wiele książek dotyczących Motorhead, czy samego Lemmy’ego, ale jestem przekonana, że żadna z nich nie będzie mieć już będzie tak osobistego wydźwięku, jak ta… chyba, że na publikację wspomnień zdobędzie się Paul Inder. Lemmy to obowiązkowa pozycja dla fanów zespołu zarówno tych, którzy chcą dowiedzieć się nieznanych faktów, czy poszerzyć wiedzę na temat muzyka, jak i tych, którzy chcą po prostu powspominać.

Ocena: 8/10

Paulina Łyszko

Komentarze

  1. W książce jest pełno literówek, poprzekręcane tytuły utworów itp.
    Wall czasem nierzetelny - pisze np. że Dee dołączając do Motorhead miał na koncie współpracę m.in. z Helloween - ale płytę z tym zespołem nagrał 10 lat PO dołączeniu do Lemmy'ego. Gdzie indziej autor opowiada o początkach Hawkwind - 10 stron o Davie Brock'u, Nicku Turnerze i innych... (Lubię Hawkwind, ale to nie książka o nich) Jakby chciał być do bólu dokładny, ale tego że w opisywanym okresie Lemmy zagrał na solowej płycie Roberta Calverta autor już nie wspomina (choć piszę np. o płycie Sama Gopala). No i wielki minus za wyjście z pocyzji biografa - nazwanie Killed By Death "małym potworkiem dla pokolenia które sięga właśnie po pierwszego papierosa" to jakaś dywersja, przecież ten kawałek miał miejsce w niemalkażej setliście do śmierci Lemmy'ego!
    Pozostaje niedosyt.
    3/5

    OdpowiedzUsuń
  2. Literówki rzucają się w oczy, faktycznie, ale zważywszy na to, że jest to pierwsze wydanie to można to wybaczyć. Nierzetelność Walla to niestety jego cecha charakterystyczna - niemal w każdej publikacji są nieścisłości, dlatego właśnie napisałam o tym, czy to aby nie tylko chęć zmonopolizowania rynku książek muzycznych:) Z jednym w 100% muszę się z Tobą zgodzić - mowa o "Killed By Death" - szkoda, że pierwsza wersja recenzji za pomocą mojego Worda przeszła w niebyt nie do odzyskania, przez co zapominałam właśnie o tym wspomnieć. Dziękuję również za komentarz i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz