W zeszłym roku rodzima formacja Merkfolk
wydała swój debiutancki krążek zatytułowany The
Folk Bringer. Wydawnictwo ukazało się nakładem wytwórni Art of the Night Productions.
Pochodzący
z Lublina i Międzyrzeca Podlaskiego zespół Merkfolk
powstał w 2013 roku z inicjatywy rodzeństwa, Rafała i Irminy. W luźnym
tłumaczeniu z języka norweskiego nazwa grupy oznacza niosący folk. W lipcu 2015 roku formacja nakładem wytwórni Art of the Night Productions wydała
swój debiutancki longplay zatytułowany
The
Folk Bringer. Wydawnictwo zostało zarejestrowane w składzie: Maria
„Mery” Woźniak (wokal), Katarzyna Nowosadzka (skrzypce), Kacper Pawłowicz
(akordeon), Irmina Frąckiewicz (gitara), Łukasz Hawryluk (gitara basowa) i
Rafał „Baton” Frąckiewicz (perkusja). W szeregach zespołu nastąpiły zmiany i
obecnie rolę wokalistki pełni Paulina Gołda.
Album
rozpoczyna krótkie intro, w którym
oprócz sielskich odgłosów przyrody słyszymy także wojenne bębny i odgłosy
walki, by po chwili zgrabnie przejść do melodyjnego utworu zatytułowanego Nananana.
W kawałku słychać energiczne gitary, mocno wyeksponowany akordeon, jednak
najbardziej może Was zaskoczyć wokal, który jest mocny i growlowy. W połączeniu
ze świetnym tekstem otrzymujemy dobry, energiczny numer, który zapowiada The
Folk Bringer jako obiecujący krążek.
Wiła
to nic innego, jak nieco zmodernizowana
na styl Merkfolka (z tekstem
zespołu) piosenka biesiadna. Przyznam szczerze, że pomimo zdumiewającej
oryginalności tego numeru, jest on jedyną kompozycją, bez której The
folk Bringer mógłby się obejść. Zostawmy ten numer dla weselnych muzyków.
Jednak brawo dla zespołu za odwagę! Topielica po niesmaku pozostawionym
po poprzednim utworze znowu uświadamia mnie, że Merkfolk nie powinien czerpać z czeluści muzyki biesiadnej, a
skupić się na całkowicie własnych kompozycjach, które wychodzą im nazbyt
udanie.
A
jak formacja wypada w repertuarze anglojęzycznym? Równie dobrze, jak w naszym
rodzimym języku? Najlepszym na to dowodem będzie posłuchanie kolejnej na The
Folk Bringer kompozycji, czyli The Song Of The Possessed. Utwór
poza kapitalnym wokalem ma świetne mocne, melodyjne gitary, które wbrew pozorom
dobrze łączą się ze skrzypcami – czymś, do czego niby nie pasują. Instruental,
jak sam tytuł wskazuje, to utwór instrumentalny o nieco melancholijnym wydźwięku
eksponującym umiejętności zespołu, którymi muzycy mogą się pochwalić ze względu
na brak dominującego w numerze wokalu.
Weselisko
to cover piosenki Vodka
fińskiej grupy Korpiklaani (z
własnym tekstem zespołu Merkfolk).
Jak wyszło? Wstydu nie ma, ale zastanawiam się, czy coverowanie największego
hitu Finów popłaca – w końcu większość słuchaczy zna i pewnie zawsze będzie
bardziej cenić oryginał. Jedno jednak wiem na pewno – numer w tej wersji musi
cieszyć się entuzjazmem widowni podczas występów Merkfolk. Przy nim po prostu nie da się nie tańczyć! Meadows
And Fields to nieco wolniejszy numer, w którym nisko śpiewany wokal
wspomagają intrygujące chórki, a główny prym w utworze wiodą skrzypce. Jest to
zdecydowanie jeden z moich ulubionych kawałków z debiutu formacji.
Trust
to kolejny świetny numer
zachwycający przede wszystko swoją melodyjnością. Do wokalu Mary i kobiecych
chórków doszedł jeszcze jeden as w
rękawie – męski wokal oscylujący bardziej w stronę recytacji. Kolejny
kawałek nosi tytuł po prostu Merkfolk. Utwór jest najbardziej
mrocznym spośród wszystkich kompozycji; mnie piosenka urzekła przede wszystkim
wokalami (połączenie czystych głosów) i melodią. Całość sprawia, że to właśnie
ten utwór jest moim ulubionym numerem na The Folk Bringer. Świagry
to przyzwoita kompozycja. Wingstone to jeden z najmocniejszych
numerów na płycie, w której skrzypce i gitary dominują w numerze. Postrzyżyny
zamykają wydawnictwo (po kawałku następuje jeszcze krótkie outro). Mocne, energiczne riffy,
charakterystyczny wokal i świetny tekst dają nam w efekcie końcowym mroczny,
melodyjny i świetny numer.
Merkfolk nagrał obiecujący debiut, który zaskakuje nie tylko
świetnym wokalem, ale także instrumentarium. Zespół dopracował kompozycje i
zadbał o każdy detal wydawnictwa, gdyby tylko nie ta nieszczęsna Wiła,
której nawet w metalowej wersji nie mogę znieść… Z niecierpliwością czekam na
kolejny, równie zaskakujący album!
Ocena:
8.5/10
Paulina
Łyszko
Komentarze
Prześlij komentarz