30 września ukazał się dwunasty studyjny
album zespołu Opeth. Krążek zatytułowany Sorceress
jest pierwszym w dorobku formacji krążkiem wydanym pod skrzydłami wytwórni
Nuclear Blast.
Czekając
na nowy album Szwedów z zespołu Opeth nie
miałam sprecyzowanych oczekiwań odnośnie do nadchodzącego krążka, jednak czegoś
takiego się nie spodziewałam. Grupa nowym albumem zaskoczyła mnie całkowicie.
Wydawnictwo
otwiera niespełna dwuminutowa Persephone. W tym spokojnym,
gitarowym intro możemy usłyszeć głos
tytułowej Persefony. Kawałek uderza w tęskne struny naszej podświadomości i
pomimo uczucia przejmującej nostalgii nie mam ochoty, żeby ten krótki utwór się
skończył. Gdyby nie przemożna ciekawość dotycząca tego, co czekało na mnie
dalej pewnie cały czas słuchałabym tylko tego numeru. Tytułowy Sorceress
to zaskakujący kawałek z interesującym przewodnim motywem, w którym
gitary dominują i intrygują swoim brzmieniem, ale nie są jedynym zwracającym
uwagę elementem – w piosence dzieje się naprawdę wiele! Utwór czerpie z
historii rocka z naciskiem na „epokę” Dzieci Kwiatów. Warto zwrócić szczególną
uwagę na klawiszowo-gitarowe „solo” pod koniec utworu.
The
Wilde Flowers to numer utrzymany
w podobnym tonie, co poprzednik. Największym atutem kawałka są gitary i
zapadający w pamięć wokal, jednak warto także zwrócić uwagę na tę bardziej
spokojną, liryczną część utworu, w której na pierwszy plan wysuwają się
delikatne klawisze. Will O The Wisp to mój zdecydowany faworyt z niniejszego albumu.
Zamknijcie oczy i wsłuchajcie się w głos Mikaela Akerfeldta i gitary
rozbrzmiewające w piosence… Magia, prawda? Chrysalis znowu przyśpiesza. Kawałek
ma zniewalający rytm, świetną gitarową i klawiszową solówkę w starym stylu (oba
instrumenty pięknie się razem przeplatają). Momentami jednak można odnieść
wrażenie, że trochę zbyt wiele się tutaj dzieje.
Strange
Brew to najdłuższy numer na całym
albumie – kawałek trwa prawie dziewięć minut. Czy Opeth nie zanudzi słuchacza tak długą kompozycją? Absolutnie nie –
w utworze tak wiele się dzieje, że w ogóle nie jest to możliwe. W miarę upływu
czasu numer buduje napięcie i rozrasta się do niebotycznych rozmiarów. Kawałek
można określić jako „pozorowany chaos” – niby części do siebie nie pasują, ale
w efekcie otrzymujemy niesamowitą całość. A Fleeting Glance rozpoczyna się
akustycznym, celtyckim motywem, by przejść do dziwnego klawiszowego motywu i zaskakujących
wokali. Era to mój kolejny ulubiony numer z albumu – kawałek rozpoczyna
się powtarzalnymi partiami fortepianu, które skutecznie mogą zmylić swoim
spokojnym wstępem. Po fortepianowym intro
czeka na nas energiczna, szorstka kompozycja, która jest jednym z
najlepszych utworów na płycie. Wydawnictwo zamyka Persephone (Slight Return) –
krótkie i subtelne outro.
Opeth wydał album, który zabiera nas daleko, daleko do krainy, w której
dominuje ogarniający nas spokój – bo właśnie słowem spokój określiłabym nowy
album zespołu. Znalazłam muzyczną Arkadię! Nie da się ukryć, że to wydawnictwo
będzie raczej skierowane do bardziej dojrzałych odbiorców, którzy będą otwarci
na nowe muzyczne horyzonty. Nie miałam wygórowanych oczekiwań dotyczących tego
wydawnictwa, a Opeth pozytywnie mnie
zaskoczył!
Ocena:
9/10
Paulina
Łyszko
Komentarze
Prześlij komentarz