19 sierpnia nakładem wytwórni Nuclear
Blast (w Polsce dzięki Mystic Production) ukazał się ósmy studyjny album
zespołu Sabaton zatytułowany The Last
Stand. Jak wyszło?
Przed
wydaniem ósmego studyjnego krążka zespół Sabaton
zapowiadał, że formacja sięgnie zarówno po nowe elementy, jak i nawiąże do
swojej starszej twórczość tworząc swoisty miks starego i nowego. Przyznam, że
trochę mnie to zaniepokoiło – bałam się tego, że Sabaton może „kopiować” sam siebie. Twórczość muzyków nadal jest
ciężka i w charakterystycznym dla nich stylu, nie należy być może do
najbardziej odkrywczych – za to z pewnością zadowoli zagorzałych fanów formacji
i rozgrzeje niejeden tłum podczas koncertów (już na przełomie lutego i marca będzie
okazja, żeby przekonać się, jak nowy materiał sprawdza się na żywo, ponieważ Sabaton zagra
u nas aż cztery koncerty).
Wydawnictwo
nawiązuje do historii ostatnich bitew, stąd mylnie interpretowany przez
niektórych fanów tytuł albumu The Last Stand. Tematy poruszane na
płycie zaskakują przede wszystkim tym, jak odległe w czasie historie są w nich
przedstawione (zespół nigdy nie sięgał aż tak daleko) – nawiązując między
innymi do starożytności. Na myśl nasuwa się tylko jeden wniosek – przecież nie
można wiecznie śpiewać o czołgach…
Album
otwiera utwór Sparta – numer, który rozpoczyna się spektakularnym chórem
śpiewającym „hu-ha” (partie chóru
razem z wyeksponowanymi bębnami mają imitować kroki maszerujących Hoplitów). Ten
utrzymany w średnim tempie kawałek w połączeniu ze zniewalającym rytmem,
partiami bębnów i chóru sprawia, że jest to mój ulubiony utwór z płyty. Nie da
się ukryć, że to właśnie Sparta opowiadająca o Leonidasie i
jego trzystu żołnierzach, którzy walczyli pod Termopilami z ogromną armią
Persów najbardziej wyróżnia się z pośród jedenastu (mowa o podstawowej wersji
krążka) premierowych kompozycji.
Last
Dying Breath opowiada o obronie
Belgradu przed armiami Austro-Węgier i Prus w 1915 roku. Kawałek to typowy sabatonowy numer, który jednak wyróżnia
się partiami basu wyeksponowanymi w zwrotkach oraz energicznymi, surowymi
gitarami, i niezłym umiarkowanym solo. Blood Of The Bannockburn z kolei
rozpoczynają marszowe bębny i… dudy. Tak, dudy! Wybór tego instrumentu wydaje
się oczywisty, jeśli weźmiemy pod uwagę temat poruszany w utworze, czyli bitwę
rozegraną w 1314 roku pomiędzy armią Robera Bruce’a i liczącą niemal dwa razy
więcej żołnierzy armią angielską. Ten pozornie lżejszy numer zaskakuje melodią,
w której kluczowym elementem oprócz dud są klawisze, które obok gitary
doczekały się nawet własnego solo.
Diary
Of An Unknown Soldier w
rzeczywistości jest krótkim, przypominającym monorecytację intrem wprowadzającym nas w kolejny utwór zatytułowany The Lost
Battalion. To właśnie ten numer został nam przedstawiony jako pierwszy
kawałek spośród kilku singli promujących płytę The Last Stand. Numer
wyróżnia się wyeksponowanymi partiami chóru (czyli cechą dominującą na każdym
albumie zespołu, a już na tym zwłaszcza…) i wyraźną, aczkolwiek niezbyt
szaleńczą perkusją oraz dostojnymi partiami gitar. Numer opowiada o dziewięciu
amerykańskich kompaniach, które w lesie Argońskim pod koniec I Wojny Światowej
zostały odseparowane przez pruskich żołnierzy od reszty armii. Kompaniom pomimo
ogromnych strat udało się jednak przetrwać.
Hill
3234 należy do najmocniejszych
utworów na płycie ze świetnymi riffami i chóralnymi partiami, które świetnie
nadadzą się do skandowania podczas koncertów formacji. Shiroyama również
wyróżnia się melodyjnością, która skłania się nawet trochę w stronę popu (przede
wszystkim ze względu na zawarte w piosence syntezatory). Dla mnie jest to
najsłabsza kompozycja na albumie. Winged Hussars nieco przypomina mi Uprising,
jednak jestem pewna, że ze względu na polską tematykę poruszaną w utworze
kawałek z pewnością będzie się cieszył popularnością podczas przyszłorocznych
koncertów zespołu w Polsce. Ostatnim numerem zawartym na podstawowej wersji The
Last Stand jest utwór zatytułowany The Last Battle, który zniewala chwytliwą
melodią. Rytm i solo gitarowe sprawia, że widzę w nim ogromny koncertowy
potencjał i mam nadzieję, że Sabaton włączy
go do koncertowej setlisty podczas polskiej minitrasy.
Wydawnictwo
The
Last Stand to „typowy” Sabaton
i podobieństwa do starszych kompozycji grupy są widoczne, ale czyż nie tego
oczekujemy od formacji? Czy nie chcemy, by nadal oscylowała w
charakterystycznym dla nich pompatycznym stylu? Ilu z Was przestałoby słuchać
tej grupy, gdyby nagle drastycznie zmienili styl? Ja do płyty The
Last Stand mam jedno ogromne zastrzeżenie – dlaczego trwa tak chole*nie
krótko? Za każdym razem słuchając tego krążka, kiedy tylko dobiegnie on do
końca zastanawiałam się „Kiedy to minęło?”.
Ocena:
8.5/10
Paulina
Łyszko
Komentarze
Prześlij komentarz