Testament „Brotherhood Of The Snake” [Recenzja]


Nowy album zespołu Testament zatytułowany Brotherhood Of The Snake ukazał się dzisiaj nakładem wytwórni Nuclear Blast. Jak wyszło?



Po wielokrotnym przesłuchaniu i zrecenzowaniu zbyt jednolitego, surowego albumu zespołu Meshuggah zatytułowanego The Violent Sleep Of Reason z radością rzuciłam się na najnowsze dzieło zespołu Testament zatytułowane Brotherhood Of The Snake. Rozczarowałam się?

Testament przez ponad trzy dekady dostarczał fanom na całym świecie swoją muzykę. I jest to nie lada wyczyn! Po tylu latach fanów tej thrashowej kapeli może zastanawiać, czy z trzema krzyżykami na karku formacja nadal potrafi skopać tyłki. Odpowiedź znajdą na następcy wydanego w 2012 roku Dark Roots Of Earth zatytułowanego zachęcająco Brotherhood Of The Snake.

„Pierwsza płyta jest zawsze klasyczna, ponieważ jesteś w zespole, jesteś totalnie w to wciągnięty, „przechodzisz” przez scenę klubową, odnajdujesz siebie i piszesz swój inicjacyjny [pierwszy] album na wiele lat” – wyjaśnia Eric. „Później podpisujesz [kontrakt] i kończysz w kręgu. Zajęło nam trochę czasu, żeby zrobić Brotherhood Of The Snake i to widać. Przyszły różne inspiracje. Naturalnie jest tam kilka prawdziwie thrashowych utworów. Nie mięliśmy tylu thrashowych kawałków od The Legacy. To nowa era” – kontynuuje Peterson„Widzę Testament tak, jak kiedy zaczynaliśmy. Mam szczęście robić to ponad 30 lat. To dużo znaczy. Po prostu nadal będziemy kontynuowali to, co robimy” – dodaje Chuck.

Zawierające dziesięć premierowych kompozycji wydawnictwo otwiera tytułowy kawałek Brotherhood Of The Snake rozpoczyna piorunujący gitarowy riff, do którego dołącza mocny, growlowy wokal Billy’ego oraz wgryzający się w głowę rytm i już wiem, że nie wysiedzę spokojnie pisząc tę recenzję. I o to chodzi! Już przy pierwszym numerze otrzymujemy cios prosto między oczy. Utwór ma ten charakterystyczny dla świetnych numerów koncertowych vibe i idealnie wpasuje się w zespołową setlistę. Kawałek Brotherhood Of The Snake powstał jako jeden pierwszych z tego wydawnictwa i nadał ton reszcie utworów i to słychać. „Właściwie to była jedna z pierwszych piosenek, które razem połączyliśmy. Kiedy usłyszeliśmy ją zmiksowaną, wszyscy byliśmy [zdania]: ‘Wow, mamy kierunek, w którym zmierzamy. Jest naprawdę ciężki” – mówi Chuck. Tak, utwór jest naprawdę ciężki!

The Pale King również ma choler*ie chwytliwy riff przewodni, do którego dołącza „kąśliwie” wyszczekiwany tekst. Numer jest nieco wolniejszy od swojego poprzednika, ale nie traci przy tym na zachęcającej do machania głową thrashowej agresywności. Warto zwrócić uwagę na perkusyjne partie i solówkę. „To było naprawdę naturalne” – mówi o piosence Eric. „Ma ten oldschoolowy vibe, ale z nową energią (…). Uwielbiam to” – kontynuuje muzyk.

Stronghold to kolejny energetyczny numer, który zniewala gitarowym solo i chóralnymi partiami wokali. Seven Seals to bardziej melodyjny kawałek (zwłaszcza w refrenie, który aż się prosi o własny głosowy wkład słuchacza). Utwór nie jest pozbawiony jednak ostrych kłów i pazurów. Born In A Rut rozpoczynają masywne riffy i bębny, które same będą prowokowały skandowanie fanów podczas koncertów formacji. Niesamowity groove traci nieco impetu, kiedy w kawałku pojawia się wokal, mamy za to mroczną recytację wplecioną w kompozycję, która dodaje demoniczności piosence. Centuries Of Suffering rozpoczyna pędząca bez opamiętania perkusja, która nadaje szaleńczy rytm całemu utworowi. Numer ma jeden z najostrzejszych wokali na całym krążku, a smaku dodaje niezła gitarowa solówka. Jest to jeden z moich faworytów na całym Brotherhood Of The Snake, chociaż wybór wcale nie był prosty. Neptune’s Spear zniewala wpadającymi do głowy riffami i „chóralnym” refrenem. Jeden z lepszych numerów na płycie. Black Jack to kolejny energetyczny kawałek naszpikowany świetnymi riffami z melodyjnym, wpadającym do głowy wokalem Chucka. Canna Business zaskakuje ostrzejszym, mrocznym wokalem dopasowanym do tematu piosenki. Wydawnictwo zamyka The Number Game - monumentalny numer stanowi idealne zamknięcie tego energicznego albumu.

Testament powrócił z nowym studyjnym albumem, który jest prawdziwą, energetyczną bombą. Brotherhood Of The Snake zasługuje na miano albumu miesiąca. A może roku!?

Ocena: 10/10



Paulina Łyszko



Komentarze

  1. Najlepsza "recka" tego albumu w sieci jak do tej pory, no i fajnie wplecione opowieści członków zespołu. Pozdrawiam
    P.S. konkurencja do płyty roku jest mocna: sodom, death angel, ciezki wybór ale zawsze nowy testament to jednak rarytas

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za komentarz i miłe słowa. Wiem, ze konkurencja do płyty roku jest "sroga", stąd na końcu zdania znak zapytania :) Czas pokaże, aczkolwiek istnieją spore szanse, żeby "Brotherhood Of The Snake" obroniło swoją pozycję. Być może pod koniec roku pokuszę się o jakieś felietonowe podsumowanie tegorocznych muzycznych premier, w końcu nie wszystko, czego słuchałam w 2016 zostało przeze mnie zrecenzowane. Pozdrawiam serdecznie, Paulina

    OdpowiedzUsuń
  3. Płyta świetna, recenzja też niczego sobie :-) Chociaż 10/10 bym nie dał, raczej 8-8,5. Za to "Centuries of Suffering" ma u mnie dychę murowaną, nie mogę się uwolnić od tego kawałka, jak słucham płyty to nr 6 powtarzam kilka razy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz :)"Centuries Of Suffering" faktycznie jest hipnotyczne. Wiem, że płyta nie jest idealna, ale pisząc recenzję postanowiłam docenić ten krążek także na tle innych wydawnictw, które zwłaszcza na przełomie października/listopada b.r nie rzuciły mnie na kolana (niektóre recenzje się jeszcze nie ukazały :)). Właśnie nowy Testament dał mi to "coś". Zapewne będę do niej często wracać, chociażby po to, żeby "zresetować" głowę po muzycznych koszmarkach.

      Pozdrawiam serdecznie,
      Paulina

      Usuń

Prześlij komentarz