11 listopada ukazał się ósmy studyjny
album zespołu Sirenia zatytułowany Dim
Days Of Dolor, który jednocześnie jest debiutanckim krążkiem nowej
wokalistki – Emmanuelle Zoldan. Wydawnictwo ukazało się nakładem wytwórni
Napalm Records.
Album
otwiera utwór Goddess Of The Sea – numer zdominowany przez chór i orkiestrę.
Problemem w piosence jest główny żeński wokal, który brzmi nieco dziwnie.
Odnoszę wrażenie, że Emmanuelle Zoldan męczy operowy sposób śpiewania, a dźwięk
jest zduszony. Sama kompozycja nie rzuca na kolana, chociaż zawiera fajną
gitarową solówkę. Tytułowy Dim Days Of Dolor rozpoczynają partie
melodyjnych, wpadających w ucho skrzypiec. I tak miałam rację, głos Zoldan
brzmi o niebo lepiej w swojej naturalnej odsłonie, chociaż w przypadku tego
utworu ktoś znowu poszalał z efektami… I zupełnie niepotrzebnie dodał do wokalu
pogłos. A mogło być tak pięknie. Jedno jednak muszę Sirenii oddać –dużo lepiej
wypada w energicznym, melodyjnym materiale, niż w ponurych utworach (patrz
piosenka numer jeden na niniejszym wydawnictwie).
The
12th Hour zwiastuje bicie zegara,
do którego dołącza mocno operowy, nieco „przerażający” wokal. Utwór jest
kombinacją ciężkich, gitarowych riffów, żeńskiego głosu i brudnego, zadziornego
męskiego wokalu (momentami zahaczającego o growl), czego efektem jest świetny
numer z ostrymi pazurami (kawałek nie jest jednak pozbawiony nielicznych
subtelnych momentów), który wyróżnia się na tle pozostałych kompozycji
zawartych na krążku. Jest to mój zdecydowany faworyt. Treasure n’ Treason to
niezwykle melodyjny i wpadający w ucho numer, który poza świetnymi liniami
melodyjnymi ma także fajny wokal, który odarty z „operowatości” i zbędnych efektów
wreszcie pokazuje się soté. Warto
zwrócić także uwagę na „monumentalne” partie chóru pod koniec piosenki.
Cloud
Nine znowu przywodzi na myśl motyw
prosto z horroru. Utwór byłby całkiem udany, gdyby nie jego długość – numer jest
zdecydowanie zbyt długi i momentami chaotyczny. Veil Of Winter zaskakuje
czystym męskim wokalem, który w tym numerze wiedzie główny prym. Spokojniejszy,
liryczny kawałek pokazuje nam inne oblicze zespołu i tym razem wbrew pozorom
nie zanudza! Ashes To Ashes zawiera trochę już oklepany, mocno eksploatowany
w muzyce biblijny wers w refrenie „Ashes
to ashes and dust to dust…”. Sam kawałek także nie wprowadza nic
innowacyjnego – za to wyróżnia się energicznymi, melodyjnymi riffami i wręcz
zniewala partiami instrumentów smyczkowych.
Elusive
Sun wydaje się być kolejnym
spokojnym numerem, aż do momentu, kiedy uderza nas kaskada wirtuozerskich
gitarowych popisów i chóralnych partii. Numer jest mocnym punktem na niniejszym
wydawnictwie. Playing Witch Fire to swoisty misz-masz wszystkiego, a efekt jest całkiem niezły. Ponownie znowu
razi mnie w uszy efekt nałożony na głos Emmanuelle Zoldan w początkowej fazie
piosenki, straty rekompensuje jednak gitarowy dynamizm drugiej połowy kawałka. Fifth
Column to wyróżniający się partiami skrzypiec numer, który wokalnie
irytuje kobiecym głosem (wokal Zoldan znowu wydaje się być zduszony), natomiast
hipnotyzuje męskim. I masz tu babo placek! Wydawnictwo zamyka piosenka Aeon’s
Embrace - piękna klawiszowa ballada, która, uwaga, uwaga… może wywołać ciarki na plecach.
Sirenia nagrała przyzwoity album, który ma jednak słabsze
momenty. Traktuję ten krążek trochę jako kolejny debiut formacji ze względu na
zmianę wokalistki… całkiem udany debiut.
Ocena:7.5
/10
Paulina
Łyszko
Komentarze
Prześlij komentarz