Pod koniec grudnia ukazał się debiutancki krążek formacji Dormant Disident zatytułowany Knightmares. Jak wyszło?
Dormant Dissident to formacja, która została założona w 2011 roku w Gubinie/Zielonej Górze. Sam zespół określa swoją twórczość jako „szeroko pojęty heavy metal” i trudno się z tym nie zgodzić. Obecnie w skład zespołu wchodzą: Artur „Kula” Kuliński (wokal), Igor Cybail (gitara prowadząca), Kamil Pleśnierowicz (gitara rytmiczna), Rafał „Roman” Romański (bas) i Jakub „Czubone” Czubaty (perkusja). Michał Bedner (były gitarzysta rytmiczny) jest współautorem części materiału na debiutanckim longplayu grupy.
W 2012 roku skład grupy został poszerzony o drugą gitarę i wokal, natomiast w maju 2013 roku ukazało się pierwsze, zawierające trzy utwory demo zatytułowane Ddemo (początkowo tylko w wersji elektronicznej). W grudniu 2016 roku światło dzienne ujrzał debiutancki album zespołu zatytułowany Knightmares.
Przyznam Wam się do czegoś – kiedy otrzymałam wiadomość mailową od zespołu z propozycją zrecenzowania niniejszego krążka i załączonym linkiem do singla Hangman’s Dance to decyzję o napisaniu tekstu podjęłam po przesłuchaniu 50 sekund utworu. Czy ryzyko się opłaciło? Czy może jednak moja intuicja mnie zawiodła? Zdecydowanie… mnie nie zawiodła.
Album zawiera dziewięć premierowych kompozycji i dziesiąty, bonusowy kawałek, który jest orkiestrową wersją numeru Dormant Dissident, ale o tym później. Wydawnictwo otwiera piosenka Son Of The Lightning – numer, który rozpoczyna się być może trochę już oklepanym mówionym, złowieszczym intro w stylu zespołu Manowar, ale wiecie co? Jakoś mi to nie przeszkadza. Mało tego, patrząc na okładkę wydawnictwa byłabym zawiedziona, gdyby tego nie było. Co do samego utworu to jest to niezwykle melodyjny kawałek utrzymany w dość szybkim tempie, który charakteryzuje się wyrazistymi riffami. Uwagę zwraca także barwa głosu wokalisty – głos Artura Kulińskiego zawiera charakterystyczną chrypkę, która do muzyki Dormant Dissident dodaje jeszcze więcej rock’n’rolla.
Tajemniczy S.M.D. to szybki numer czerpiący między innymi z twórczości Metalliki (słychać, to zwłaszcza w początkowym riffie, ale także w późniejszych partiach utworu). Ten cholern*ie chwytliwy kawałek swoim dynamizmem i refrenem aż wgryza się w pamięć i „przypomina o sobie” w najmniej spodziewanych momentach. Curse Of The Mirrors rozpoczyna się niezwykle melodyjnym gitarowym riffem i wyeksponowaną perkusją, a w miarę rozwoju utworu oba instrumenty tylko jeszcze bardziej nabierają tempa. Rytm utworu zdaje się idealny do koncertowego szaleństwa, więc już wiem, co będzie (jeśli już tego nie robi) rozgrzewać publikę zgromadzoną na koncertach Dormant Dissident. W utworze mniej wyeksponowano wokal, ale nie odczuwamy tego braku, ponieważ rekompensują nam to partie gitar (warto zwrócić także uwagę na gitarowe solo).
Delikatna gitara zwiastuje początek piosenki Dormant Dissident – mojego kolejnego ulubionego numeru z płyty Knightmares utrzymanego w maidenowskim klimacie (chociaż lepszym określeniem byłoby, numerem jeden z tego krążka). Brawo, Panowie! Zrobiliście kawałek, którego nie mogę pozbyć się z głowy. I ten refren… Rozbudowane gitarowe solo w klasycznym stylu tylko dolewa oliwy do ognia. Singlowy Hangman’s Dance rozpoczyna się krótkim, mówionym intro. W utworze wyeksponowano linię basu, która wyróżnia ten numer spośród reszty kawałków zarejestrowanych na krążku, ale bas to nie wszystko. Energiczne gitary i perkusja oraz chwytliwy refren powodują, że Hangman’s Dance to dobry wybór na singiel – numer doskonale odzwierciedla zawartość albumu.
Queen Of The Night znowu trąci Metallicą za sprawą riffu przewodniego. Ten trwający równo siedem minut kawałek chyba najlepiej eksponuje możliwości wokalne Artura (zwłaszcza w wolniejszej części utworu). I’m Alive to mój kolejny faworyt z tego wydawnictwa. Począwszy od riffu otwierającego numer, po chwytliwy, rytmiczny refren, a kończąc na mocnym tekście. Ten dopracowany w najdrobniejszym szczególe, trwający prawie osiem minut utwór wyróżnia się przede wszystkim mocnym i chwytliwym tekstem oraz „narastającym” refrenem. Jeśli chodzi o warstwę instrumentalną to stanowi prawdziwy popis umiejętności członków zespołu. Nie przeszkadza nawet długość piosenki.
Wretched Efforts to najspokojniejszy, najbardziej delikatny kawałek na Knightmares, który wycisza słuchacza po energicznym poprzedniku. Egzamin na „metalową balladę” zdany, Panowie! The King Will Come (niczym tytuł piosenki formacji Manowar, co nie?) zamyka właściwą część wydawnictwa. Piosenka nie odbiega od pozostałych kompozycji. Jako bonus otrzymujemy jeszcze orkiestrową wersję utworu Dormant Dissident.
Dormant Dissident określa swoją twórczość jako „szeroko pojęty heavy metal” i tak najlepiej można opisać zawarte na niniejszym krążku utwory. Być może twórczość formacji nie jest zbyt „odkrywcza”, ale za to skutecznie porywa słuchacza. Formacja z dobrym rezultatem czerpie ze skarbnicy rocka i metalu. Jestem niezmiernie ciekawa, w którą stronę wyewoluuje twórczość zespołu. Z pewnością będę wracać do Knightmares, co jest chyba najlepszą rekomendacją. Dobra robota, Panowie!
Ocena: 9/10
Paulina Łyszko
Komentarze
Prześlij komentarz