Kreator „Gods Of Violence” [Recenzja]


Kreator powrócił z nowym studyjnym wydawnictwem, Album Gods Of Violence ukazał się dzisiaj nakładem wytwórni Nuclear Blast Records.

Czternasty studyjny album zespołu Kreator zatytułowany obiecująco Gods Of Violence ukazał się dzisiaj na rynku wydawniczym. Album zawiera aż jedenaście premierowych kompozycji. Ale po kolei…

Wydawnictwo zostało bezpośrednio zainspirowane wydarzeniami ostatnich kilkunastu miesięcy, zwłaszcza paryskimi atakami w listopadzie 2015 roku. Lider zespołu – Mille Petrozza – śledząc wiadomości zdał sobie sprawę, że ludzka wrogość jest czymś niezmiennym od starożytności (i tę agresję naprawdę słychać na Gods Of Violence). Te myśli skierowały Mille do greckiej mitologii, do której nawiązuje tytułowy utwór. „Obecnie religia odzyskuje poziom znaczenia, o którym nigdy nie pomyślał bym 20 lat temu. Odbywa się ekstremalnie niebezpieczna polaryzacja dając początek rosnącej nienawiści skierowanej przeciwko nam wszystkim. To właśnie o tym chciałem napisać” – mówi Petrozza.

 Wydawnictwo Gods Of Violence zawiera aż jedenaście premierowych kawałków. Album otwiera utwór Apocalypticon, który ze względu na swoją długość pełni rolę intro. Ten trwający nieco ponad minutę instrumentalny numer (z dodatkiem partii chóralnych) w nieco marszowym stylu świetnie nastraja na resztę krążka. World War Now od razu rozpoczyna się z wykopem, mocnym gitarowym riffem i zabójczą perkusją w charakterystycznym thrashowym tempie jeden na jeden. W pewnym momencie numer zwalnia, by po chwili ruszyć ze zdwojoną siłą i szybką, zawoalowaną gitarową solówką. Całość doprawiona jest przepełnionym agresją wokalem. „W dzisiejszych czasach nasza broń masowej zagłady nazywana jest nienawiścią i religijnymi urojeniami. Jest to wertykalna wojna toczona zarówno przez mas media, jak i fanatyków.” – opisuje znaczenie utworu Mille Petrozza.

Satan Is Real to mój ulubiony kawałek z niniejszego wydawnictwa! Nieco wolniejszy, masywny, powtarzalny… Wszystko to sprawia, że nie tylko zapada w pamięć, ale również zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych kompozycji. Totalitarian Terror to agresywny numer (który podczas refrenu nico łagodnieje i staje się bardziej melodyjny – nie wpływa to jednak negatywnie na utwór), w którym poza ostrymi, szybkimi gitarami wyróżnia się wokal Petrozzy – przepełniony gniewem. Numer z pewnością świetnie sprawdzi się na koncertach (już niebawem formacja zagra koncert w Polsce – 15 lutego w warszawskiej Progresji.

Tytułowy Gods Of Violence z kolei pokazuje nam delikatniejsze oblicze Kreatora. Numer rozpoczyna się delikatnym akustycznym wstępem, który stopniowo nabiera tempa i mocy w miarę rozwoju piosenki. Utwór wyróżniają pełne mocy gitary i refren, który aż prosi się o skandowanie, co zaowocuje niezłym koncertowym numerem. Army Of Storms to skrzyżowanie szybkich zwrotek z energicznymi, mocnymi (momentami bardzo melodyjnymi) gitarami i podniosłym refrenem. Piosenka niestety ginie na tle pozostałych kompozycji zarejestrowanych na albumie.

Hail To The Hordes otwiera zabójczy, melodyjny riff, który przewija się przez cały numer. Kawałek tak, jak Satan Is Real wyróżnia się na niniejszym wydawnictwie i zapada w pamięć – co prawda nie tak, jak wspomniany Satan Is Real, ale nadal trudno pozbyć się go z głowy, na co wpływa melodyjny refren stworzony wprost do chóralnego śpiewania. Warto zwrócić także uwagę na rozbudowane solo gitarowe. Lion With Eagle Wings rozpoczyna się intrygującą melodią, która na pierwszy rzut oka (albo ucha) niezbyt pasuje do heavymetalowego zespołu. Szeptany wstęp przechodzi w krzyk Petrozzy, który potęguje brutalność utworu i mocny przekaz piosenki. Szybki, niemal speedmetalowy kawałek, który powala nie tylko riffami, ale świetnym solo.

Fallen Brother to mój kolejny po Satan Is Real ulubiony utwór! W nakręconym do tego utrzymanego w średnim tempie, za to wymownego numeru teledysku wyraźnie widać komu ta piosenka została poświęcona… zmarłym legendom rocka i metalu. W wideoclipie widzimy między innymi: Lemmy’ego Kilmistera, Leonarda Cohena, Cliffa Burtona, czy Petera Steele. Side By Side charakteryzuje się melodyjnymi partiami gitar i chwytliwym refrenem, które sprawiają, że jest to jeden z najbardziej porywających kawałków na krążku. Wydawnictwo zamyka refleksyjny Death Becomes My Light. Pełne energii, momentami niemal maidenowskie riffy łączą się z przejmująco-agresywnym wokalem Mille tworząc niezwykłą mieszankę.

Kreator triumfalnie powrócił ze świetnym albumem!

Ocena: 9/10




Komentarze