Ironbound „She-devil” [Recenzja]

Zdjęcie pochodzi z fanpage'a zespołu.
Na początku br. zespół Ironbound wydał debiutancką EP-kę zatytułowaną She-devil. Jak wypadło to czterootworowe wydawnictwo?


Ironbound to pochodzący z Rybnika zespół założony w 2014 roku. Początki grupy Ironbound można datować na pierwszy kwartał 2014 roku, kiedy to trzech długoletnich przyjaciół podejmuje spontaniczną decyzję o utworzeniu nowej formacji ..formacji tworzącej muzykę jakiej dawno nie słyszała śląska ziemia. W pierwszym etapie działalności, zespół stanowią Zbigniew Bizoń (gitara basowa) oraz dwaj bracia Adam (perkusja) i Krzysztof Całka (gitara rytmiczna). Od początku cel jaki przyświecał wspomnianej „trójce” była jasny i klarowny – granie i tworzenie klasycznej muzyki heavymetalowej, inspirowanej przede wszystkim dokonaniami takich zespołów jak Iron Maiden, Saxon czy Turbo – informuje na swoim fanpage’u grupa. Obecnie formację tworzą: Bartosz Bieżuński (wokal), Michał Halamoda (gitara prowadząca), Krzysztof Całka (gitara rytmiczna), Zbigniew Bizoń (bas) i Adam Całka (perkusja).

She-devil to zawierająca cztery utwory EP-ka, która tak, jak zapowiada Ironbound utrzymana jest w duchu klasycznego heavy metalu. Nawet długość zamieszczonych utworów wskazuje na to, że formacja nie tworzy skondensowanych piosenek radio firendly – najkrótszy numer trwa zaledwie (sic!) pięć minut i pięć sekund, najdłuższy ponad siedem. Najlepsze jednak jest to, że słuchając demo kompletnie nie odczuwamy tego czasu, wręcz przeciwnie, kiedy płytka po raz kolejny dobiega końca zastanawiam się tylko: „Kiedy to minęło?”.

Judgement Day rozpoczynają energiczne (momentami w stylu Metalliki) riffy, które nadają bieg całemu utworowi. Czysty, mocny wokal, bez zbędnych upiększaczy, czy tak powszechnej w świecie szeroko pojętego rocka i metalu irytującej maniery oraz melodyjne gitary sprawiają, że piosenka na długo zostaje nam w głowie. Tytułowy She-devil to numer utrzymany w podobnym, co poprzednik tonie z chwytliwym refrenem i „galopującymi riffami”. Warto zwrócić uwagę na utrzymane w klasycznym stylu solo gitarowe. Jest to zdecydowanie mój ulubiony kawałek z tego wydawnictwa. House Of Dreams to spokojniejszy numer z akustycznym, delikatnym wstępem pokazujący subtelniejszą stronę Ironbound z nieco maidenowskimi riffami. Mogłoby się wydawać, że długość piosenki zadziała na jej niekorzyść (kawałek trwa prawie osiem minut!), ale jest wręcz przeciwnie – piosenka wcale nie wydaje się zbyt długa. EP-kę zamyka energiczny „hymn na cześć zespołu”, czyli utwór Ironbound.

EP-ka She-devil to przedstawiający równy poziom krążek w duchu klasycznego heavy metalu. Słuchając wydawnictwa od razu przekonujemy się o tym, jak zespół jest ze sobą zgrany; zupełnie jakby grali ze sobą dużo dłużej… Materiał zawarty na krążku jest dopracowany i choć nie odkrywczy i innowacyjny, to przyjemny dla ucha i zdecydowanie do machania głową! Mam nadzieję, że Ironbound w wersji koncertowej wypada równie dobrze i będzie mi to dane kiedyś sprawdzić.




Ocena: 8/10

Paulina Łyszko

Komentarze