Alice Cooper „Paranormal” [Recenzja]


26 lipca nakładem wytwórni earMusic (w Polsce dzięki firmie Mystic Production) ukazała się nowa studyjna płyta niekwestionowanego mistrza horroru – Alice’a Coopera. Zapraszam do przeczytania recenzji Paranormal.


Nowoczesna, stricte „komputerowa”, okładka albumu wzbudzała we mnie konsternację. Zastanawiałam się, czym zaskoczy mnie Cooper na nowym krążku. Moje wątpliwości zostały częściowo rozwiane podczas Wacken Open Air 2017, ponieważ występujący trzeciego dnia festiwalu Alice uchylił nieco rąbka tajemnicy grając również premierowy materiał. Mogłam więc zobaczyć, jak publika reaguje na nowe numery na żywo – zanim jeszcze sięgnęłam po studyjną płytę.

Delikatne gitarowe akordy rozpoczynają utwór Paranormal. Ten klimatyczny, utrzymany w średnim tempie numer idealnie miesza w sobie nostalgiczny, oldschoolowy rock’n’roll z nowoczesnością. Przyjemna linia melodyczna sprawia, że nie można pozbyć się go z głowy, a spokojny wokal Coopera dopełnia całości pokazując, że Alice „nadal” ma to „coś” w sobie… Kiedy już myślimy, że piosenka dobiega końca rozpoczyna się druga część utworu, która od pierwszych taktów wprowadza więcej „życia” klasycznym rock’n’rollowym riffem, który przeradza się w wirtuozerską, dopracowaną solówkę gitarową. Jest to jeden z moich absolutnych faworytów z wydawnictwa. Ten wyważony, dopracowany numer ma w sobie wszystko, żeby dać się „porwać” i mimo tego, że jest bardziej nostalgiczny, niż energetyczny wprowadza nas we „właściwy nastrój” pozytywnie nastawiając na resztę krążka.



Kolejny numer – Dead Flies - także podszyty jest klasycznym rock’n’rollem z porywającym, nieszablonowym rytmem. Numer ze swoim groove’em prosto z Motown, tak samo, jak poprzednik świetnie adaptuje „klasyczne” brzmienie do dzisiejszych czasów. Fireball ma w sobie coś z pierwotnej, punkowej energii skrzyżowanej z rock’n’rollem lat 70. – cóż, to po prostu ogień… Singlowe Paranoiac Personality mogliśmy poznać jeszcze przed premierą albumu. Kawałek zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych utworów i słusznie został wybrany na numer promujący wydawnictwo. Piosenka zdała także egzamin zwany testem na żywo podczas festiwalowej trasy Alice’a.



Fallen In Love znowu oddaje hołd oldschoolowemu rock’n’rollowi, a charyzmatyczne chórki dodają lekkości i melodyjności piosence. Dynamite Road nabiera mocy i prędkości już na starcie. Tak, jak już wspominałam, także w tym utworze słychać echa rocka prosto z Detroit i o tym również traktuje tekst kawałka. Private Public Breakdown wnosi nieco lekkości na płycie. Holy Water to z kolei skoczny, energiczny kawałek, który jest moim kolejnym ulubieńcem z wydawnictwa. Utwór wyróżniają nie tylko świetne gitary, rytm i tekst, ale także instrumenty dęte, które odgrywają w nim pierwszą rolę. Ten przebojowy numer z powodzeniem mógłby być kolejnym singlem promującym płytę. Rats to rock’n’roll lat 50. przeniesiony w dzisiejsze realia. Piosenka z powodzeniem sprawdzi się podczas koncertów artysty. Nostalgiczny The Sound Of A zamyka wydawnictwo.


Paranormal to równa, zwarta, dopracowana płyta, która swoim brzmieniem przenosi nas w przeszłość – do magicznego okresu świetności rock’rolla, który w tym wypadku został podszyty wisielczym humorem Alice’a Coopera. Najbardziej zaskakuje natomiast to, że taka kombinacja doskonale się sprawdza, pokazując, że oldschoolowy rock nadal brzmi świetnie. Krążek udowadnia, że Alice Cooper ma się całkiem dobrze!



Ocena: 9/10


Komentarze