Mark Beaumont „Kanye West. Bóg i potwór” [Recenzja]


W czerwcu nakładem wydawnictwa In Rock ukazała się biografia Kanye Westa autorstwa Marka Beaumonta - „Kanye West. Bóg i potwór”. Jak podobała mi się ta nie rock’n’rollowa propozycja?



Dlaczego zdecydowałam się sięgnąć po niezwiązaną z muzyką rockowo-metalową publikację? Mało tego, rap i hip hop to gatunki, których w ogóle nie słucham. Nie przeszkodziło mi to jednak być zainteresowaną treścią książki napisanej przez Marka Beaumonta, jednego z biografów, których pracę cenię wysoko. Nigdy wcześniej nie interesowałam się życiem Westa na tyle, by dogłębnie znać życiorys artysty, uważam jednak to za ogromny plus, ponieważ dzięki temu mogłam przeczytać Kanye West. Bóg i potwór nie tylko bez spojlerów, ale także bez problemu dając się wciągnąć w akcję… niczym podczas czytania dobrej powieści.

Kanye West w showbiznesowym światku ma opinię człowieka bezkompromisowego i zadufanego w sobie egoisty. Biografia Beaumonta rzuca nieco światła na to, co ukształtowało obraz Westa takim, jaki znamy obecnie. Matka muzyka – Donda West – samotnie wychowująca syna nie tylko pokładała ogromne nadzieje w potomku wspierając go w niemal wszystkich decyzjach – nawet kiedy Kanye postanowił przedwcześnie zakończyć edukację w college’u – ale także postrzegając w synu geniusza praktycznie od początku życia Westa. Tak samo traktuje go również autor biografii, który ani razu nie poddał w wątpliwość wyidealizowanego obrazu syna postrzeganego przez matkę. Beaumont tak opisuje okres niemowlęcy Kanye:

„Widziała w nim wyjątkowe dziecko, boskiego wybrańca, ponieważ Kanye zaczął już wykazywać cechy charakteru, z których później miał zasłynąć. Z determinacją próbował wygramolić się z kołyski. W wieku ośmiu miesięcy zaczął podróżować – poleciał z matką na spotkanie jej dawnej klasy ze szkoły średniej, gdzie w nagrodę, jako najmłodsze dziecko, zdobył dwa smoczki. Nie potrzebował ich, bo do ósmego roku życia zawzięcie ssał palec środkowy i wskazujący. Jeszcze za nim nauczył się mówić, lubił być słuchany, więc gaworzył w wymyślonym języku, chętnie przyswajając nowe słowa, żeby móc się wyrazić. W żłobku znajdował się w centrum uwagi, odnajdując się w roli urodzonego artysty estradowego, który fascynował rówieśników i prowokował ciągłe komentarze wobec swoich działań oraz osiągnięć. Inne dzieci widziały w nim przywódcę, podążały za nim, gdziekolwiek pobiegł, ale nawet wtedy lubił wprowadzać w błąd swoich naśladowców, dając nura w lewo, kiedy wszyscy myśleli, że pobiegnie w prawo”.

West już od najmłodszych lat wykazywał niezachwianą wiarę w siebie, która niejednokrotnie przysparzała mu kłopotów, jednocześnie doprowadzając go do miejsca, w którym jest teraz i statusu gwiazdy rapu. Książka Marka Beaumonta świetnie pokazuje ogrom pracy, który w rozwój swojej kariery musiał włożyć Kanye – poczynając od zmagania się ze stereotypem, że „człowiek od bitów” nie potrafi rapować, czyli stygmatu producenta muzycznego zajmującego się hip hopem, a skończywszy na wypadku samochodowym, który nieomal nie tylko przekreślił jego karierę, ale prawie pozbawił go życia. Autor w ten sposób opisał determinację muzyka:

„Słowa te dały mu nową siłę, świeżą determinację i przyprawiające o zawrót głowy spojrzenie na życie i przeszkody, jakie napotykał na swojej drodze. Ten wypadek powiedział mi: daję ci świat, ale wiedz, że w każdej chwili mogę ci go odebrać – wyjaśniał. – Niemal straciłem życie, usta, głos, całą twarz. A jako raper musiałem się pokazywać w telewizji. Ale widział też korzyści płynące z tego nieszczęścia. Śmierć to najlepsza rzecz, jaka może przytrafić się raperowi – miał później powiedzieć. – Otarcie się o nią też nie jest złe.”

Kiedy już wydawało się, że West przezwyciężył największe trudności do sieci wyciekł jego debiutancki krążek zatytułowany The College Dropout. Raper nie poddał się i postanowił niemal całkowicie zmienić album. Nic więc dziwnego, że kiedy wreszcie wydawnictwo ukazało się na rynku Westowi trudno było znieść jakąkolwiek krytykę na jego temat:

Jeśli w drodze do domu zginąłbym w katastrofie lotniczej ludzie okrzyknęliby „The College Dropout” jednym z najwspanialszych albumów hiphopowych. Ale póki tu jestem, nie mogą tego powiedzieć. Mogą tę płytę tylko chwalić. Wkurza mnie, że niektórzy mają czelność ją krytykować. Wszystkie te kawałki, jak „Spaceship” czy „Jesus Walks”, stworzyłem żeby pomóc ludziom. Jeśli ktoś je krytykuje, to tak, jakby krytykował filantropa za to, że za mało daje dzieciom. Jak można krytykować kogoś, kto pomaga? Ludzie mogą mnie krytykować, mówiąc, że jestem arogancki, albo jeśli coś spieprzę, albo jeśli sypiam z dziewczynami bez ślubu i takie tam. Ale „College Dropout”? Nie ważcie się go ruszać”.

Uff, dobrze, że nie recenzuję płyt hiphopowych… Możecie go lubić, albo nie. Możecie kochać jego albumy, albo wręcz przeciwnie – nienawidzić wszystkiego, co nagrał West. Nie da się jednak zaprzeczyć, że książka Kanye West. Bóg i potwór to dopracowana w najdrobniejszych szczegółach biografia, która nie tylko wciąga czytelnika do środka, ale także napisana została w przejrzysty, obrazowy sposób. Czytając tę publikację wręcz odnosi wrażenie, że autor nie tylko w zgrabny sposób opisał życie Westa, ale także był w nim obecny. Książka Marka Beaumonta to ponad pięćset stron świetnie poprowadzonej, wciągającej biografii nie tylko dla fanów twórczości Kanye Westa. Ja jestem tego najlepszym przykładem.



Paulina Łyszko


Komentarze