fot. materiały prasowe |
Zespół The Kelly Family w ramach
europejskiego tournee We Got Love Live zagrał aż trzy koncerty w Polsce: 6
kwietnia w gdańskiej Ergo Arenie, 7 w łódzkiej Atlas Arenie i 8 w krakowskiej
Tauron Arenie. Zapraszam do przeczytania relacji z koncertu w Krakowie.
Jimmy,
Kathy, Patricia, Joey, Angelo i John Kelly w lutym ubiegłego roku zaskoczyli swoich
fanów podwójnie – informując nie tylko o powrocie zespołu The Kelly Family, ale również o rychłym wydaniu albumu We
Got Love. Następnie zaczęto ogłaszać pierwsze koncerty. Z
niecierpliwością wyczekiwałam ogłoszenia występu w Polsce, ale nie spodziewałam
się, że The Kelly Family zagra u nas aż trzy!
Koncert w krakowskiej Tauron Arenie był ostatnim występem podczas polskiej mini trasy
grupy. Formacja rozpoczęła swoje show, tak jak zaczynała swoje koncerty w
pierwszej połowie lat 90., od utworu I Can’t Stop The Love, a sceną
zawładnął charyzmatyczny Jimmy Kelly. Następnie rozpoczęły się pierwsze dźwięki
Why
Why Why. Joey Kelly, który w niniejszym kawałku śpiewa główne partie
uraczył nas w niej niezłą solówką gitarową. Brakowało mi tylko słynnego,
brokatowego stroju, w którym muzyk wykonywał ten numer pod koniec lat 90., za
czasów koncertów promujących album Growin’ Up, na temat którego sam
żartował, sugerując, że być może z okazji trasy wyciągnie go z szafy.
Patricia Kelly ubrana w krakowską chustę
i wianek zachwyciła zgromadzoną w
Krakowie widownię odświeżoną wersją przeboju First Time – pierwszego
wielkiego hitu The Kelly Family wydanego na przełomowym dla ich kariery
wydawnictwie Over The Hump (1994). To właśnie ten krążek sprzedał się w milionowych
nakładach na całym świecie. John Kelly –
który był jedynym członkiem z obecnego składu The Kelly Family, którego nie
miałam dotąd okazji posłuchać na żywo
wykonał Imagine (utwór z repertuaru TKF, nie legendarny kawałek Johna
Lennona), które wzbudziło ogromną owację widowni. Później nastapiło Because It’s Love w wykonaniu Angelo Kelly.
Po
Come
Back To Me nastąpił utwór We Got Love, który pierwotnie
znalazł się na solowym wydawnictwie Jimmy Kelly
The Street Orchestra o tym samym tytule. Podczas tego kawałka Kelly
przygotowali dla swoich fanów specjalną niespodziankę – Kissing Cam – dzięki której na telebimach wyświetlały się twarze
przytulających fanów. Red Shoes pochodzący z płyty Growin’
Up wzbudził we mnie szczególne emocje – od wielu lat chciałam usłyszeć
ten kawałek na żywo – a jak już wspominałam – koncert w Tauron Arenie był jednocześnie pierwszym koncertem Johna Kelly na
którym byłam. No Lies to jeden z moich ulubionych kawałków wykonywanych przez
Patricię Kelly, dlatego ucieszyłam się, że nie zabrakło go w krakowskiej
setliście. Po No Lies nadszedł czas na największy przebój formacji – kultowy An
Angel, który pomimo braku głosu Paddy’ego
Kelly (artysta występuje dziś solowo jako Michael Patrick Kelly), który razem z Angelo śpiewał główne partie
kawałka wypadł wspaniale i emocjonalnie.
Następnie
„swoje pięć minut” miał Paul Kelly –
brat, który występował razem z The Kelly Family, ale opuścił szeregi formacji,
zanim grupa stała się sławna, a dziś przysparza kłopotów niezaznajomionym z
historią grupy fanom i dziennikarzom, którzy ze względu na jego
charakterystyczny wygląd i podobieństwo do zmarłego Daniela Kelly – ojca i
założyciela zespołu – wpadają w konsternację. Paul grając na lirze korbowej wykonał tradycyjny utwór The
Bonnie Banks o’ Loch Lomond. Po When I Was In Town nadszedł czas na
energiczne Echo La Ronda, podczas którego Kathy Kelly dała prawdziwy popis
flamenco. Une Famille C’est Une Chanson i Swing Low zamykały
pierwszą część koncertu, po której nastąpiła dwudziestominutowa przerwa.
Drugą część setu otworzyło When
The Boys Come Into Town. Utwór Nanana
uświetniły “tony” spadającego confetti, następnie grupa wykonała Keep
On Singing napisany specjalnie na potrzeby albumu We
Got Love przez Angelo Kelly. Kathy zaśpiewała Father’s Nose, a ja znowu
poczułam “tę magię”, którą odczuwałam, przesłuchując po raz pierwszy kaetę
(sic!) Over The Hump. Po zachwycającym duecie Patricii i Jimmy’ego w Please
Don’t Go nastąpiło wspaniałe, dopracowane i porywające perkusyjne solo w wykonaniu Angelo
Kelly. W grze muzyka słychać było lata
lekcji u Billy’ego Cobhama. Śmiało mogę powiedzieć, że to solo należy do
trójki najlepszych, jakie słyszałam, zaraz po Mikkim Dee z Motorhead i Jamesie
Kottaku za czasów Scorpions.
Po
Fell
In Love With An Alien nastąpił kolejny wielki przebój grupy – tym razem
wydany na albumie Almost Heaven i przywitany gromkimi brawami - I Can’t
Help Myself. Później kolejno można było usłyszeć energetyczne The
Wolf i mistyczne Madre tan Hermosa. Moim ogromnym
marzeniem już od czasów wczesnego dzieciństwa było usłyszeć Only Our
Rivers Run Free w wykonaniu tego zespołu. I choć najbardziej lubię ją w
ascetycznej wersji, którą The Kelly Family prezentowało
za czasów ulicznego grania, to wersja wykonana podczas koncertu w Krakowie
przyprawiła mnie o ciarki. Dan O’Feefes (Irish Rig), Wearing
Of The Green i Who’ll Come With Me (David’s Song)
kończyły set.
Pomimo zagrania aż 29. piosenek The Kelly Family uraczyło krakowskich fanów aż dwoma
bisami, co daje łączną sumę 32. kawałków.
Podczas pierwszego bisu formacja zagrała Good Neighbor i Take My Hand. Koncert
zakończył emocjonalny kawałek napisany przez Patricię Kelly, czyli Brothers
And Sisters. Koncert w Krakowie był wspaniałym przeżyciem i nie tylko
powrotem do przeszłości, ale być może zwiastował również nowy początek? Kto
wie, czym The Kelly Family jeszcze nas zaskoczy.
Komentarze
Prześlij komentarz