25 maja br. nakładem wytwórni Nuclear Blast Records ukazało się nowe
studyjne wydawnictwo zespołu Graveyard. Zapraszamy do przeczytania recenzji
albumu Peace.
Graveyard powstał
w 2006 roku w Szwecji. Grupa do tej pory wydała pięć albumów studyjnych: Graveyard (2007), Hisingen Blues (2011), Lights
Out (2012), Innocence & Decadence
(2015) i najnowsze dziecko – wydany 25 maja 2018 roku nakładem Nuclear Blast
Records album Peace.
Wydawnictwo zdobi budząca odległe
skojarzenia z twórczością Zdzisława
Beksińskiego okładka przedstawiająca dziecięcy wózek, utrzymana w
jaskrawych, kontrastowych i niepokojących kolorach. Zawierający dziesięć
autorskich kompozycji album rozpoczyna utwór It Ain’t Over Yet. Numer definiuje
zawartość całego krążka – będzie „klasycznie rock’n’rollowo”, przyjemnie i
relaksująco. Idealny soundtrack do podróży, aktywności fizycznej, czy
odpoczynku.
Cold Love to jeden z lepszych numerów na
płycie. Utwór ma jedną z najciekawszych melodii na krążku. Narastający rytm,
niezłe partie gitary i bardziej stonowany, „monotonny”, ugrzeczniony wokal (w
stosunku do poprzedniego kawałka) pokazuje spokojniejszą stronę Graveyard. See
The Day zwiastuje intro z „płaczącą”, gitarą i klawiszami. Ten
nostalgiczny, przejmujący numer to kolejna perełka na płycie.
Please Don’t swoim energicznym riffem z powrotem
przynosi energię. Chropowaty wokal, proste, aczkolwiek intrygujące partie gitar
z pewnością poruszą każdego widza podczas koncertów grupy. The Fox to kolejny z moich
ulubieńców na wydawnictwie. Ten numer to kawał dobrego hard rocka. Chwytliwy,
melodyjny utwór, który zachęca do machania głową, a przewodni riff na długo
zapadnie wam w pamięć. Mało tego – ten kawałek ma największy potencjał radiowy,
bez tracenia swojego charakteru i potrzeby „wygładzenia”. Walk ma świetne partie
wokalne. Del Manic z kolei ma w sobie coś z twórczości grupy The Doors, a wokal w kawałku jest
podobnie hipnotyczny, co głos Jima
Morrisona.
Bird Of Paradise natomiast kojarzy się z repertuarem
Lenny’ego Kravitza. Jest to jeden z wielu (sic!) świetnych kawałków na krążku.
Być może nie są to na tyle charakterystyczne piosenki, które zostaną w twojej
głowie na długo, ale są świetnym,
relaksującym „soundtrackiem do życia”. A Sign Of Peace spośród dziesięciu
utworów zgromadzonych na płycie wypada najsłabiej. Wydawnictwo zamyka utwór Low
(I Wouldn’t Mind).
Zespół Graveyard zarejestrował przyzwoity album. Równy, bez potknięć i
brzmiący, jakby nagrała go grupa prosto z USA, a nie ze Szwecji. Dobra robota,
Panowie! Tak, jak pisałam wyżej – być może krążek nie należy do najbardziej innowacyjnych,
wyszukanych, ale za to idealnie sprawdza się jako „soundtrack zwykłej codzienności”.
Ocena: 8.75/10
Komentarze
Prześlij komentarz