Guns N’ Roses w Chorzowie [RELACJA]


Wczoraj w Chorzowie wystąpiła grupa Guns N’ Roses w ramach trasy koncertowej Not In This Lifetime Tour. Jako support zagrały formacje Volbeat i Tyler Bryant & The Shakedown. Zapraszamy do przeczytania relacji z tego wydarzenia.


9 lipca br. na Stadionie Śląskim w Chorzowie w ramach światowego tournee zatytułowanego trafnie Not In This Lifetime Tour zespół Guns N’ Roses zagrał kolejny koncert w Polsce. Było to także pierwsze po remoncie obiektu wydarzenie kulturalne na stadionie.

Przed gwiazdą wieczoru wystąpiły dwie formacje: Tyler Brynat & The Shakedown oraz grupa Volbeat. Tyler Bryant & The Shakedown pochodzi z Nashville w stanie Tennessee. Grupa została założona w 2009 roku i wykonuje szeroko pojętą muzykę rockową. Podczas swojego krótkiego, trzydziestominutowego setu formacja nie miała łatwego zadania - nie dość, że grali jako pierwsi, to w dodatku musieli zaskarbić sobie zgromadzoną w obiekcie publikę. Zespół poradził sobie całkiem nieźle pokazując kawał „klasycznego” rockowego grania.

Nie będę ukrywać, że poza Gunsami czekałam także na koncert Volbeat. Formację miałam przyjemność widzieć już kilka razy – w tym podczas 28. festiwalu Wacken Open Air w Niemczech (relację znajdziecie TUTAJ). Grupa wciąż promuje swój najnowszy album Seal The Deal & Let’s Boogie wydany nakładem Republic Records w 2016 roku.

Charyzmatyczny frontman grupy – Michael Poulsen – jak zwykle szybko zaskarbił sobie publikę. Grupa podczas koncertu wykonała zróżnicowany materiał – nie zabrakło zarówno materiału z nowej płyty, jak i starszych utworów. Zespół rozpoczął swók występ od przebojowego The Devil’s Bleeding Crown, by następnie wykonać Lolę Montez z płyty Outlaw Gentlemen & Shady Ladies, następnie Sad Man’s Tongue (z repertuaru Johnny’ego Casha), Dead But Rising, połączenie A Warrior’s Call i Only Want To Be With You, Black Rose, poprzedzony zachętą wokalisty: Do You wanna seal the Deal? Do You wanna seal the Deal with us? Seal The Deal, Pool Of Booze, Booze, Booza, by zakończyć występ numerem Still Counting.

Punktualnie o godzinie 20.00 (sic!) na scenie pojawili się Guns N’ Roses (koncert poprzedzało kilkuminutowe intro). Po ponownym zjednoczeniu się Slasha, Duffa McKagana i Axla Rose’a grupa Guns N’ Roses wyruszyła w obszerne światowe tournee nazwane przekornie Not In This Lifetime Tour. Zespół rozpoczął trasę w 2016 roku występem w Kalifornii. Zakończenie tournee przewidziane jest natomiast na 29 listopada bieżącego roku (na razie nie wiadomo nic na temat ewentualnego przedłużenia trasy). Wcześniej w ramach tego tournee GN’R zagrali w czerwcu 2017 roku w Gdańsku gromadząc tłumy. Tytuł trasy idealnie oddaje moje odczucia względem tego koncertu – nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę mogła jeszcze posłuchać gitary Saula Hudsona i basu Duffa McKagana w szeregach Gunsów.

GN’R rozpoczęli z mocnym wykopem od utworów It’s So Easy (przez wiele lat mojego ulubieńca z debiutu grupy) i Mr. Brownstone z legendarnego albumu Appetite For Destruction wydanego w 1987 roku przez wytwórnię Geffen, by kolejno przejść do Chinease Democracy. Podczas Welcome To The Jungle Axl Rose wypatrzył wśród zgromadzonych w pierwszych rzędach transparent z napisem „Welcome To The Poland Baby”, wziął go od fana i zaprezentował na scenie:


Pierwsze zaskoczenie wieczoru – numer Double Talkin’ Jive – nastąpiło zaraz po wykonaniu Welcome To The Jungle. Zupełnie nie spodziewałam się tego utworu w koncertowej setliście, ale też – przyznam szczerze – nie sprawdzałam wcześniej, co zespół wykonał podczas poprzednich koncertów z trasy. Następnie grupa kolejno wykonała: Better, Estrange, Live And Let Die oraz cover z repertuaru grupy Velvet Revolver (w której szeregach stali: Slash, Duff McKagan, Matt Sorum i Scott Weiland), czyli Slither.

Po Slither nastąpiła kolejna bomba z płyty Appetite For Destruction, czyli Rocket Queen. Następnie grupa wykonała: Shadow Of Your Love, You Could Be Mine, New Rose (utwór formacji The Damned), This I Love i Civil War. Kiedy rozpoczęło się to dobrze znane intro oniemiałam – nie spodziewałam się jednego z moich ulubionych numerów GN’R tego wieczoru! Kawałek wypadł zjawiskowo, a po moich plecach przebiegły ciarki, by za chwilę znowu się pojawić za sprawą numeru Yeasterdays. Coma poprzedzała zapierające dech w piersiach gitarowe solo Slasha. Muzyk dał zniewalający popis swoich umiejętności długim solo, w które wplótł główny motyw z filmu Ojciec Chrzestny zatytułowany Speak Softly Love.

Sweet Child O’ Mine zgotowało ogromny aplauz publiczności. Później formacja zaprezentowała kolejny (z wielu tego wieczoru) coverów, czyli Wichita Lineman Jimmy’ego Weba, spektakularne Don’t Cry, wykonane na dwie gitary floydowskie Wish You Were Here, November Rain oraz utwór z repertuaru grupy Soundgarden – Black Hole Sun – który wypadł świetnie.

Pierwsze takty Knockin’ On Heavens Door spowodowały oszałamiający ryk publiki! Chyba wszyscy na to czekali, a ja poczułam się, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Set (przed bisami) zamykał utwór Nightrain. Fanów czekało aż pięć (sic!) bisów: grupa ponownie pojawiła się na scenie i rozpoczęła Patience, by kolejno wykonać kawałek z repertuaru zespołu AC/DC, czyli Whole Lotta Rosie, przejść do Madagascar, wykonać kolejny tego wieczoru numer z katalogu The Who - The Seeker. Noc wieńczył Paradise City.

Post udostępniony przez Guns N' Roses (@gunsnroses)

Panowie z Guns N’ Roses na scenie kipieli energią, a show dopełniały liczne wizualizacje. Axl Rose kilka razy zmienił strój prezentując przy tym liczną kolekcję nakryć głowy. Wokalnie muzyk jest w świetnej formie. Ujmę to tak: po wielu latach „męczenia” swojego głosu, nie dbania o niego i tego, jak Rose brzmiał jeszcze dekadę temu, Axl śpiewa naprawdę dobrze, a ja uznaję koncert Gunsów za jeden z lepszych na jakich byłam. A już na pewno najdłuższych na jakich byłam… Gunsi zagrali prawie czterogodzinne show!

Komentarze