Na początku kwietnia nakładem wytwórni Mystic Production ukazała się nowa studyjna płyta formacji Black River zatytułowana Humanoid. Zapraszamy do przeczytania recenzji albumu wydawnictwa.
Black River, czyli supergrupa złożona z członków zespołów Behemoth, Vesania, Rootwater, Hunter i Dimmu Borgir 2 kwietnia 2019roku nakładem wytwórni Mystic Production wydała swoje trzecie studyjne wydawnictwo zatytułowane Humanoid (pierwszy krążek formacji nazwany po prostu Black River ukazał się w 2008 roku, a drugi – Black ‘n’ Roll – rok później). W ramach promocji albumu zaplanowano na razie cztery koncerty: 25 kwietnia w Krakowie, 26 w Poznaniu, 27 w Gdańsku i 28 kwietnia w Warszawie. Galerię zdjęć z występu w krakowskim Zet Pe Te znajdziecie TUTAJ.
Album Humanoid zawiera aż jedenaście utworów, w tym zamykający wydawnictwo bonusowy kawałek R’n’R Hell. Krążek otwiera nadający ton całemu wydawnictwu numer Flying High. Piosenka ma nieco frywolny, nieco naiwny charakter, co z resztą koresponduje z pierwotnym założeniem grupy przyświecającym Black River podczas pracy nad wydawnictwem. Maciej Taff tak określił album: "Ta płyta to takie nasze oczyszczenie, wyplucie ton brudów nagromadzonych gdzieś głęboko w nas, taki powrót do naiwności, która choć pogardzana i śmieszna jest dzisiaj niezwykle potrzebna, wręcz życiodajna. Takie naturalne i organiczne granie bez kalkulacji, ryzyka i analizy trendów. Dodatkowo grafika stworzona przez Mariusza Filipowicza dokładnie opisuje te nasze pytania, oddaje nasze nastroje. Wychodzimy z naszych ciemności i zadajemy sobie te pytania, nie nauczamy i nie wskazujemy – zadajemy pytania, bo możemy... I chcemy". Kolejny kawałek, zatytułowany Revolution, to według mnie najlepsza piosenka na całym Humanoid i słusznie został wybrany na jeden z singli promujących płytę. Utwór ten to istna studyjna – a także, o czym mogłam przekonać się podczas występu Black River w krakowskim klubie Zet Pe Te – koncertowa bomba! Numer rozpoczyna się energicznym gitarowym riffem i swoistym motywem przewodnim dla tego albumu, czyli gwizdaniem. Ten mocny song dysponuje do tego – cholernie – chwytliwym refrenem – przez co jeszcze długo po przesłuchaniu krążka zostanie z wami. Absolutna petarda! Zobaczcie teledysk do piosenki:
Tytułowy Humanoid jest bardziej mroczny i cięższy zarówno za sprawą samych partii instrumentów, jak i wokalu. H.T. Angel z kolei ma w sobie coś z twórczości Type O Negative (głównie za sprawą refrenu). Utwór świetnie pokazuje dystans twórców i zabawę konwencją. Q, jak i Revolution, jest moim ulubionym numerem z albumu. Podobnie, jak w Revolution mamy do czynienia z motywem gwizdania oraz podobną energią. Ten sam flow sprawi, że numer będzie kolejnym koncertowym „wymiataczem”. Zobaczcie klip do kawałka:
The Rebel swoim otwierającym riffem i pierwotną
punkową energią podbije serce – a może raczej uszy - niejednego słuchacza. Tak,
jak w poprzednich utworach, w Buntowniku mamy do czynienia z
płynącą z numeru – zwykłą radością tworzenia (tak, fun płynący z nagrywania zdecydowanie płyty da się wychwycić!). Abyss
nadaje ciężkości za pośrednictwem gitar i partii perkusji, jednocześnie
równoważąc to delikatnym refrenem i doprawiając wszystko prostym w przekazie –
aczkolwiek głębokim – tekstem. World In Black to kawałek stworzony
wprost do koncertowego machania głową ze swoim riffem otwierającym. Monster
także ma coś w sobie z energii Type O Negative (sic!), zapewne poprzez
kojarzący się z wokalem Petera Steele refrenem. 7 z kolei to nieco
spokojniejszy numer, ale bez obaw – Black River nie traci w nim swoich pazurów.
Album zamyka bonusowy utwór zatytułowany R’n’R Hell, obok którego także nie
przejdziecie obojętnie.
Wydawnictwo Humanoid cechuje się ogromną materiałową spójnością.
Widać, że dobór napisanych na album piosenek nie był przypadkowy (jestem
przekonana, że powstało znacznie więcej materiału w trakcie prac nad krążkiem).
Znacząca jest również kolejność. Materiał na albumie ma jeszcze jedną istotną
cechę – nie ważne, co Panowie z Black
River wybiorą do włączenia w koncertową setlistę – i tak sprawdzi się
świetnie.
Choć jest to – nie bójmy się tego
określenia – poboczny projekt - mam nadzieję, że promocja wydawnictwa obejmie
więcej koncertów, a cztery występy formacji były tylko rozgrzewką na to, co ma
dopiero nadejść. Z wydawnictwa płynie niczym nie skrępowana radość twórcza,
pierwotna rock’n’rollowa energia – być może spowodowana właśnie tym, że Black
River to side Project. Owocuje to w
świetny flow krążka i gwarantowane
machanie głową.
Ocena: 9/10
Komentarze
Prześlij komentarz