Blackmetalowa wściekłość,
folk z Północy i Południa, gotyckie mroki oraz błoto i krew okopów I
wojny światowej – to wszystko i znacznie więcej czeka was na Sabbath
Stage.
Planując wyprawę na duży festiwal zwykle skupiamy uwagę na headlinerach
– i słusznie, szczególnie jeśli są to artyści tak wspaniali, jak ci,
których będziemy gościć w czerwcu w Gdańsku. Ale nie traćcie z oczu
nazw zapisanych mniejszą czcionką – choćby tych, które stworzą w tym
roku niepowtarzalny program Sabbath Stage. Warto zobaczyć tych artystów
z bliska póki się da, bo wśród nich na pewno kryją się przyszli
headlinerzy.
W czwartek, 2 czerwca, Sabbath Stage pod opiekę biorą nasi przyjaciele
z Napalm Events. Ich propozycja to ukraiński zespół 1914, czyli
opowieść o okrucieństwach I wojny światowej w epickiej death/doomowej
oprawie, duńskie (0) i Konvent, penetrujące obrzeża black, doom i
post-metalu oraz Norwedzy z Dwaal, piorący na scenie doomowe i sludge’owe
brudy.
Piątek, 3 czerwca to na Sabbath Stage czas Francuzów: melancholików i
ponuraków z Hangman’s Chair oraz Déluge, którzy posthardcorową
ekspresję topią we wściekłości black metalu i głębinach ambientu.
Będzie też silna reprezentacja poszukującej frakcji polskiej sceny, w
postaci Fleshworld (nie możemy przestać słuchać ich znakomitego albumu
„The Essence Has Changed, but the Details Remain“ z 2019 roku)
oraz Czerni, która w palecie swoich barw metal stawia na równi
z punkiem.
W sobotę na Sabbath Stage zaprasza Iron Realm Productions, a to oznacza
klątwy, zmory i upiory. Mortiisa nie trzeba przedstawiać, to legenda
tej sceny i zarazem samotnik, wytrwale drążący własne tunele pomiędzy
gotykiem, electropopem a industrialem. Lindy-Fay Hella – czyli kobieca
strona żywiołu zwanego Wardruną, tutaj w indywidualnym wcieleniu –
wyśpiewa nam swoją wizję legend Północy, z kolei w
wielokulturowym, bałkańskim kotle zanurzy nas Irfan. A warszawski
postmetalowy Rosk po prostu zgasi światło. W ich muzyce nie ma na nie
miejsca.
|
Komentarze
Prześlij komentarz