Lider zespołu Lord Of The Lost - Chris Harms - wydał solowy album. Zapraszamy do przeczytania recenzji płyty "1980", która ukazała się na rynku 7 lutego 2025 roku.
Chris Harms, czyli multiinstrumentalista, założyciel zespołu Lord Of The Lost, kompozytor i producent muzyczny, znany z licznych współprac oraz projektów pobocznych wydał swój pierwszy solowy album.
Wydawnictwo zatytułowane "1980" ukazało się nakładem austriackiej wytwórni Napalm Records. Artysta podpisał z nimi kontrakt na dwa solowe albumy, dostaniemy więc co najmniej dwa solowe wydawnictwa muzyka.
Płyta "1980" zawiera aż jedenaście premierowych utworów. Okładka krążka odzwierciedla zawartość wydawnictwa. Neonowe barwy i wizerunek Chrisa przywodzą na myśl synth pop lat 80. i idealnie oddają charakter krążka.
Utwór "I Love You" otwiera wydawnictwo. Jest to lekki, przyjemny dla ucha numer, który szybko wpada w ucho. Charakteryzują go żwawe dźwięki syntezatora, które niemal od razu wprowadzają i zapadają w pamięć. Można powiedzieć, że utwór doskonale wprowadza słuchacza w nastrój całej płyty i pozwala "odpłynąć w świat" przedstawiony przez Harmsa. Zobaczcie teledysk do utworu i sprawdźcie sami:
Energiczne dźwięki elektronicznej perkusji, do których dołączają syntezatory zapowiadają utwór "She Call Me Diaval". Jest to jeden z bardziej charakterystycznych numerów na tym spójnym wydawnictwie. "Somewhere Between Heaven And Armageddon" ma tak chwytliwy refren, że zapewniam - po jednym przesłuchaniu nie przestaniecie go nucić! Do tego te syntezatory!
"Missed Call" jest kwintesencją lat 80. i bardzo dobrze! Chris tym albumem nie odkrywa nowej muzyki, ale bawi się konwencją. Widać, że sprawia mu to twórczą radość. "Madonna Of The Night" to absolutnie mój ulubiony numer z krążka. Gościnnie w utworze wziął udział Sven Friedrich znany z Solar Fake oraz Zeraphine. Jego wokal idealnie pasuje do głosu Harmsa oraz klimatu piosenki. Całość sprawia, że utwór hipnotyzuje i niemal nie da się od niego oderwać. Przyznajcie się, słuchając tego singla wracaliście do niego kilkukrotnie? Niczym w swoistym transie?
"Lunamor" jest bardzo delikatny. Ten spokojny, melodyjny numer porywa słuchacza od pierwszych dźwięków. W tym utworze po prostu można pozytywnie się zagubić. "Parallax" zwraca uwagę intrygującymi, narastającymi partiami syntezatora i instrumentów około perkusyjnych. "Past Pain" stylistycznie nawiązuje do swojego poprzednika, choć nieco bardziej zwalnia. Ten spokojny numer hipnotyzuje. "The Grey Machines" to kolejny z moich ulubionych kawałków z płyty. W tym energicznym i szybszym kawałku możemy usłyszeć lidera VNV Nation. Album zamykają utwory "Vaugeness of Faith" i nostalgiczny "May This Be Your Last Battlefield".
"1980" to taki album, który doskonale nadaje się, aby się w nim zatopić. Polecamy wybrać go na długą podróż, w której będziecie mogli spoglądać w okno i po prostu odpłynąć.
Autor nie odkrywa muzyki na nowo, ale wcale nie musi. Widać, że bawi się nią i sprawia mu to ogromną radość, a brzmienie lat osiemdziesiątych nie jest mu obce. Nie mogę się doczekać kolejnej solowej płyty Chrisa.
10/10
Komentarze
Prześlij komentarz